Z Maciejem Korwinem – dyrektorem Teatru Muzycznego w Gdyni o rozbudowie placówki i planach na przyszłość rozmawia Andrzej Gojke Najpierw kilka faktów z historii Teatru Muzycznego. Większość mieszkańców Trójmiasta nie wie, że w miejscu gdzie obecnie mieści się Teatr Muzyczny Iwo Gall założył Teatr Wybrzeże (w latach 40 – tych okupanci postawili tu tzw. „Stodołę”). […]
Redakcja
2013-04-01
9 minut czytania
Z Maciejem Korwinem – dyrektorem Teatru Muzycznego w Gdyni o rozbudowie placówki i planach na przyszłość rozmawia Andrzej Gojke
Najpierw kilka faktów z historii Teatru Muzycznego.
Większość mieszkańców Trójmiasta nie wie, że w miejscu gdzie obecnie mieści się Teatr Muzyczny Iwo Gall założył Teatr Wybrzeże (w latach 40 – tych okupanci postawili tu tzw. „Stodołę”). „Stodoła” spłonęła, a Teatr przeniósł się do budynku przy Targu Węglowym. Za to pierwsza siedziba Teatru Muzycznego to Dom Kultury w Nowym Porcie, w którym Danuta Baduszkowa i Wacław Śniady otworzyli nasz Teatr 18 maja 1958 roku premierą operetki Richarda Heubergera – „Bal w operze”. Bardzo szybko przeniesiono „Muzyczny” do budynku przy ulicy Bema w Gdyni, czyli do obecnej siedziby Teatru Miejskiego. Danuta Baduszkowa namówiła władze wojewódzkie i w pięknym miejscu pod Kamienną Górą postawiono najnowocześniejszy na owe czasy budynek. Pani Dyrektor obawiając się, że budynek zostanie przejęty przez Operę wprowadziła zmiany w konstrukcji „kanału” orkiestrowego, w którym mieści się maksymalnie 40 muzyków. No i… Opera pozostała w Gdańsku. Otwarcia gmachu nasza Patronka nie doczekała. Po niej krótko Dyrektorem był Andrzej Cybulski, za którego kadencji wystawiono słynną „Kolędę Nockę”. Po nim w 1981 roku Teatr objął Jerzy Gruza, który kontynuował myśl Danuty Baduszkowej o stworzeniu nowoczesnego teatru musicalowego (Baduszkowa jako pierwsza w Polsce sprowadzała amerykańskie musicale, ale też zamawiała polskie). Za dyrekcji Jerzego Gruzy mówiło się o „Broadwayu nad Bałtykiem”, a spektakularne sukcesy „Skrzypka na dachu”, „Jesus Christ Superstar” i „Les Miserables” do dziś pozostają w pamięci widzów. Po krótkiej dyrekcji artystycznej Wojciecha Trzcińskiego w 1995 roku objąłem dyrekcję, którą sprawuję już siedemnasty sezon.
Jakie były największe wydarzenia tych siedemnastu sezonów?
Myślę, że przede wszystkim spektakle Wojciecha Kościelniaka – „Hair”, „Sen Nocy Letniej” (z muzyką Leszka Możdżera) i wyśmienita „Lalka” (z muzyką Piotra Dziubka), znakomity spektakl taneczny Jarosława Stańka „OpenTaniec”. Myślę, że również kilka moich spektakli, takich jak „Evita”, „Scrooge”, „Chicago”, „Piękna i Bestia”, „Spamalot”, czy ostatni nasz hit, jakim jest „Shrek”. Cieszę się bardzo, że zarówno Jarosław Staniek – znakomity choreograf, jak i Wojciech Kościelniak – wybitny reżyser, na stale związani są z naszym Teatrem. Ponieważ jestem zwolennikiem w takim miejscu jak to „teatru pełnej sali”, moje poszukiwania to przede wszystkim spektakle z nurtu popularnych. Może po otwarciu Sceny Nowej spróbuję nieco poeksperymentować, ale to jeszcze wszystko przed nami.
Skoro mówimy o Wojciechu Kościelniaku to wspomnijmy o sukcesie „Lalki” skąd wziął się pomysł wystawienia musicalu na podstawie prozy Prusa?
Wybraliśmy to wspólnie z reżyserem spośród kilku propozycji. Wybierając pozycje repertuarowe zawsze zastanawiam się co jest najbardziej odpowiednie dla naszej widowni. Jest w tym zawsze pewien element ryzyka, ale rolą Dyrektora jest to ryzyko zminimalizować. Po udanych premierach Kościelniaka zaryzykowaliśmy z „Lalką” i udało się. Mamy przed sobą zresztą wiele innych planów, które z powodu przerwy w działalności Dużej Sceny (będzie powiększana widownia) odłożyliśmy na później. Przed nami „Zły” według Tyrmanda i mam nadzieję również „Chłopi” według Reymonta, w tym ostatnim przypadku będzie to wielkie wyzwanie dla Piotra Dziubka – kompozytora. Na razie zdecydowaliśmy się na „Bal w Operze” – tym razem Juliana Tuwima z muzyką Leszka Możdżera, który to spektakl otworzy Scenę Nową.
Do pracy w Teatrze Muzycznym potrzebne są specjalne predyspozycje, aktor musi być wszechstronnie utalentowany, a przede wszystkim grać tańcząc i śpiewając, a zespół jest przecież niemały. Skąd rekrutują się jego członkowie?
Od wielu lat Zespół naszego Teatru, to absolwenci i słuchacze Studium Wokalno – Aktorskiego, co też jest zasługą Baduszkowej, która szkołę założyła. To wyjątkowa w Polsce szkoła i stąd głównie wywodzą się aktorzy. Praktycznie nasi absolwenci w czasie nauki przechodzą takie samo szkolenie, jakie przechodzi się w szkołach teatralnych, ale mają więcej tańca i śpiewu. Poza tym jest to jedyna szkoła, która uczy zawodu poprzez praktykę sceniczną. Już od drugiego roku nauki studenci uczestniczą w spektaklach naszego Teatru, potem następuje naturalna selekcja, staram się żeby zostali najlepsi. Dzięki temu mamy Zespół, który jest w stanie sprostać największym wymaganiom. Nasi absolwenci to również podpory zespołów warszawskiej Romy i wrocławskiego Capitolu.
A muzycy?
Mamy stały zespół 21 muzyków. Świetna praca naszego kierownika muzycznego Dariusza Różankiewicza daje efekty. Mamy więc znakomity big – band, który również nie boi się wyzwań.
Sukces spektaklu, jest nie tylko w rękach reżysera, aktorów, czy muzyków. Jest grupa ludzi niewidocznych dla widza, ale wiele od nich zależy. Mam na myśli zespół techniczny.
Tu muszę pochwalić znakomicie wyszkolonych i niezwykle oddanych pracowników obsługujących spektakle oraz teatralne pracownie. To są prawdziwi artyści. Wykonują rzeczy, które wydają się absolutnie niemożliwe. I to, co jest najważniejsze, tworzą coś nie do przecenienia – Prawdziwy Zespół. Tutaj nikt nie rozpoczyna rozmowy od „nie da się” tu zastanawiamy się wspólnie, jak to zrobić żeby nasi widzowie byli zadowoleni. Czasem wystarczy rzucić pomysł, o którym zapominam, i nagle zauważam, że pomysł już nie jest tylko pomysłem, ale staje się faktem. Ot choćby taki przykład, na drzewie w „Shreku” miało „samo się” wyciąć serduszko – to był pomysł o którym zapomniałem, a tu patrzę na drugiej próbie generalnej – serduszko jest!
Realizowana obecnie inwestycja przebudowy Teatru Muzycznego to – niebagatelny jak na placówkę kulturalną – koszt kilkudziesięciu milionów złotych. Jak udało się pozyskać tak dużą sumę? Czy to prawda, że miasto Gdynia daje na nią kilkanaście milionów?
Najpierw skąd pomysł – przez kilkanaście lat pobytu tutaj borykałem się z takimi trudnościami, które w latach kiedy Teatr powstawał wydawały się mało ważne. Bardzo małe foyer, szczególnie uciążliwe przy dużych imprezach, premierach, Festiwalu Filmów; zbyt mała widownia w stosunku do ogromnej sceny, co powoduje, że bilety muszą być drogie i wiele niedogodności, jak choćby brak drugiej sceny z prawdziwego zdarzenia. Myślałem jak by to zmienić, ale cóż może Dyrektor Teatru? Na szczęście znalazłem sprzymierzeńców w osobach włodarzy województwa Jana Kozłowskiego i Mieczysława Struka oraz Prezydenta Gdyni Wojciecha Szczurka. Na Pomorzu potrzebna jest taka duża sala teatralna, a że nadarzyła się okazja w postaci Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Pomorskiego, to Teatr jak widać się buduje. Tak zwany wkład własny pokrywa miasto Gdynia (blisko 13 milionów) i Urząd Marszałkowski. Całość projektu zamyka się kwotą prawie 78 milionów złotych. Za dwa lata będziemy mieli trzy niezależnie od siebie działające sceny, w sumie dla 1500 widzów. Mam nadzieję, że propozycje repertuarowe nieco inne na każdej ze scen znajdą widzów, tak jak to co obecnie pokazujemy cieszy się dużym powodzeniem.
Czy poza powiększeniem gmachu możemy spodziewać się innych nowości?
Jak już mówiłem powstanie Nowa Scena na 300 – 360 miejsc, o bardzo nowoczesnej konstrukcji pozwalającej grać w zmieniającym się układzie sceny i widowni. Z własnych środków wyposażyliśmy już Scenę Kameralną powstałą w miejscu dawnej Malarni. Teraz zmieni się wejście, powstanie niewielkie foyer, szatnia i kasa. No i oczywiście największa zmiana, o 360 miejsc powiększy się widownia Dużej Sceny i powstanie okazałe foyer. Wszystko wskazuje na to, że wszystkie sceny będą bardzo nowocześnie wyposażone w aparaturę akustyczną i oświetleniową. Część aparatury oświetleniowej udało nam się zainstalować przed premierą „Shreka”. Efekt każdy może ocenić. Najnowocześniejsze lampy LED zużywają jedną dziesiątą energii, którą zużywały stare lampy, do tego nie „grzeją” co czyni pracę aktorów dużo bardziej komfortową. W ubiegłym roku odwiedziło nas 150 tysięcy widzów. Mam nadzieję, że w nowym gmachu będzie ich wiele, wiele więcej. Jestem optymistą. Pewnie łatwiej jest mi być optymistą ze świadomością wsparcia jakie mam zarówno ze strony Samorządu Wojewódzkiego, jak i władz Gdyni.
Perełką repertuaru stał się niedawno „Shrek”. Mówi się, że to przedstawienie skazane na sukces gdziekolwiek byłoby zagrane.
To nieprawda. Sam tytuł „nie zagra”. Nic nie robi się samo. Przede wszystkim trzeba mieć zespół artystyczny, produkcyjny, techniczny, który sobie z takim wyzwaniem poradzi. Oferta wystawienia „Shreka” przyszła ze Stanów Zjednoczonych, bo wcześniej robiliśmy dobre przedstawienia. Chyba nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy, że jesteśmy tak uważnie obserwowani. Wizyta producentów „Grease” nam ten fakt uświadomiła. Do dziś „Shrek” grany jest tylko w Londynie i u nas. Trzeba sprostać oczekiwaniom widowni przecież wszyscy oglądali fi lm, a do tego musimy zrobić „naszą” wersję. Scenografię i kostiumy musieli zaakceptować Amerykanie. Smok ma być straszny i sympatyczny, Shrek prawdziwy, no i jeszcze do tego ta podróż… Osioł, Shrek i Fiona cały czas wędrują. To co jest proste w filmie rysunkowym już takie proste na scenie nie jest. Spektakl ma największą dekorację jaką kiedykolwiek wyprodukowaliśmy w naszym Teatrze. Myślę, że się udało. Spektakl cieszy się ogromnym powodzeniem i oby tak było do końca.
A co dalej?
Mam nadzieję, że wypełnimy zobowiązania licencji i do 30 czerwca, kiedy to zamkniemy Duża Scenę, zagramy 100 przedstawień. W międzyczasie uruchomimy Nową Scenę. Prezydent Gdyni obiecał nam sfinansowanie wypożyczenia namiotu, w którym przez kilka miesięcy będziemy grali. Dzięki temu będziemy mogli grać „bez przerwy”. Zapraszam na Plac Grunwaldzki.