Partnerzy

Wyszukiwarka

Biznes
Dziennikarskie wyzwanie, które ciągle trwa

Ciekawy świata i szukający nowych wyzwań. Chcący się uczyć i uciekający od schematu sztywnego „Pana z Telewizora” – Sławomir Siezieniewski. Ze znanym dziennikarzem i prezenterem rozmawia Zdzisława Mochnacz. Dawno nie widzieliśmy Pana w gdańskiej telewizji. Pracował Pan tu 24 lata… Wszystko zaczęło się od konkursu organizowanego w 1993 roku przez TVP Gdańsk, która chciała wykształcić […]

Redakcja
2018-08-11
9 minut czytania

Ciekawy świata i szukający nowych wyzwań. Chcący się uczyć i uciekający od schematu sztywnego „Pana z Telewizora” – Sławomir Siezieniewski. Ze znanym dziennikarzem i prezenterem rozmawia Zdzisława Mochnacz.

Dawno nie widzieliśmy Pana w gdańskiej telewizji. Pracował Pan tu 24 lata…

Wszystko zaczęło się od konkursu organizowanego w 1993 roku przez TVP Gdańsk, która chciała wykształcić nowych, młodych dziennikarzy w wolnych mediach. Byłem po studiach prawniczych, zaczynałem aplikację w Prokuraturze, ale zdecydowałem się spróbować swoich sił w dziennikarstwie. Konkurs wygrałem, znalazłem się w grupie 10 osób, którym dano szansę i szkolono. Potem nasz opiekun i ówczesny szef Panoramy Marek Ponikowski zdecydował, że chce mnie mieć w zespole na stałe i dostałem etat. I tak to się zaczęło….

Sentyment pozostał. To skąd przeprowadzka do Warszawy?

Ponad 20- lat kilka razy w miesiącu dojeżdżałem do stolicy. Potem wracałem do domu i jechałem na wydania do Gdańska. „Panorama” emitowana jest wieczorem, więc najczęściej mijałem się z pracującą żoną i uczącymi się dziećmi. Jeśli tata jest w domu tylko od święta – to nie służy rodzinie. Moje życie toczyło się w pociągu ( który jechał wtedy grubo ponad 5 godzin ), w hotelach i w ciągłym pośpiechu. Kiedyś trzeba było w końcu zwolnić…. Ale zastrzegam, że do Warszawy przeprowadziłem się jedynie zawodowo. Kto by dobrowolnie opuszczał takie piękne miejsce do życia jakim jest Gdańsk?!

Warszawiacy zazdroszczą powrotów do Gdańska?

Oczywiście. Zawsze pytają o pogodę nad morzem. I wspominają wakacje. Pocieszam ich wtedy, że też mam mało czasu żeby spacerować po plaży. Zawsze zachęcam ich wtedy, by odwiedzali inne fajne miejsca w Gdańsku. Zawsze się tu coś dzieje. Najbardziej lubię gdy, ktoś otwarcie przyznaje się do zauroczenia Pomorzem. Jeden z kolegów ze Szczecina odwiedził ostatnio Gdańsk po 5 latach nieobecności i nie mógł wyjść ze zdumienia jak zmieniło się to miasto, jak wypiękniało i jak się unowocześniło. Swoje wrażenia opowiadał w redakcji w Warszawie przez cały dzień.Wyczułem nutkę zazdrości, że jego Szczecin rozwija się dużo wolniej. Inny kolega z Bydgoszczy nad morzem spędza prawie każdy weekend. W sobotę pakuje rodzinę do samochodu, jadą autostradą A1 i po 2 godzinach leżą już na piasku albo wędrują po Jarmarku. A jak wracają do domów to tęsknią za szumem fal i atmosferą miasta. My na Pomorzu szybko przyzwyczailiśmy się do miejskich zmian i przestaliśmy je zauważać – traktujemy to jakby było tak zawsze. Takie życie…

To może trzeba było pracować tylko w Gdańsku?

Nowa Dyrektor miała inną wizję dziennikarstwa w TVP Gdańsk. Przestałem być wydawcą programu, publicystą. Zostały mi jakieś 3 prowadzenia Panoramy w miesiącu. Pretensji nie miałem, bo każdy szef musi mieć możliwość układania zespołu po swojemu. Trzeba było podjąć męską decyzję zamiast trwać w rozkroku. Na Czyżewskiego pozostały wspomnienia i wielu kolegów z dawnych lat z którymi robiliśmy relacje z najdramatyczniejszych pomorskich wydarzeń – wypadku w Kokoszkach, pożarze Hali Stoczni, wybuchu gazu na Wojska Polskiego i wielu innych. To były też 2 lata szefowania zespołowi Panoramy, kiedy dwukrotnie zostaliśmy uznani za 2-gi najlepszy, regionalny ośrodek w Polsce, a „moi” dziennikarze dostali 6 indywidualnych wyróżnień za materiały i relacje na żywo. Od tamtych czasów nie udało się tego TVP Gdańsk powtórzyć. No i w redakcji pozostała duża grupa młodych ludzi, których ze szkół dziennikarskich a czasami „z ulicy” wprowadzałem do zawodu. Dziś – kiedy podglądam obecne programy – widzę, że stanowią o sile Panoramy, choć później do redakcji doszło też sporo nowych z TV Republika czy Telewizji Trwam….

Warszawa ciepło Pana przyjęła?

Pracowałem tam od lat. Ciężko walczyłem o swoja markę. Zmieniała się polityka i władze telewizji ale kolejni szefowie doceniali mnie za wiedzę, profesjonalizm, otwartą głowę i umiejętności. Jak w życiu – bywały chwile niełaski – ale były tez wspaniałe momenty, ważne relacje i dziennikarskie wyzwania. Relacjonowałem wojny w Iraku, wybory w kraju, Unii Europejskiej i Stanach Zjednoczonych, wizyty papieskie, życiowe tragedie i chwile narodowych radości, najważniejsze wydarzenia sportowe czyli igrzyska i piłkarskie mistrzostwa świata. W studiu byłem także gdy w Smoleńsku spadł prezydencki Tupolew…

To chyba najtrudniejsze dziennikarskie wyzwanie. Co się czuje w takich sytuacjach?

Nieprawdopodobną adrenalinę. Skupienie. Czas biegnie inaczej. Tak naprawdę jest się wtedy samemu w studiu – tylko ja i moi rozmówcy. Każde słowo ma swoją wagę. Każdy szczegół może mieć znaczenie. Odkrywałem na żywo minuta po minucie z widzami tragedię 96 osób. Kolejno przełączały się na TVP Info wszystkie anteny TVP, konkurencja brała nasze zdjęcia, świat dla mnie się na chwilę zatrzymał. Z wieloma którzy zginęli dobrze się znałem, robiłem z nimi wywiady, a na antenie trzeba było zachować kamienną twarz. To było trudne. Pomógł mi fakt, że przez lata pracowałem „na żywo” i praca w sytuacji gdy nie ma depesz i „startówek” nie stanowi problemu. Tak się składa, że miałem „dziennikarskie szczęście” do wydarzeń i nieszczęść, które relacjonowałem. Kiedy jakieś 2 lata temu jako pierwszy byłem na miejscu wybuchu gazu przy Alei Jana Pawła 2 w Warszawie i relacjonowałem to wydarzenie na antenie TVP jeden ze znajomych dziennikarzy z Trójmiasta wysłał mi sms-a „Sławek, weź ty idź jak najszybciej na emeryturę – bez ciebie świat będzie bezpieczniejszy!”. Ba, sam bym chciał, ale trzeba jeszcze dłuuuuuuugo czekać.

No to zostawmy tragedie i powiedzmy o wpadkach na wizji…

Na ogół panowałem nad sytuacją, ale pamiętam jak przyjechałem zbyt późno na program w Gdańsku i charakteryzatorka do ostatniej chwili, tuż przed kamerą, pudrowała mi twarz. Ona machała pędzelkiem a ja usłyszałem przez słuchawkę, że prezenter w Warszawie właśnie mnie wywołuje. Odepchnąłem koleżankę z wizji i zerwałem z szyji białą pelerynkę używaną do malowania. Pechowo, dynamicznym ruchem, pozbyłem się też mikrofonu przypiętego do poły marynarki. Kiedy sięgnąłem po niego w dół odsunąłem fotel, którego kółko wkręciło mikrofonowy kabel….Nie muszę chyba dodawać, że wejście się nie udało, bo ja na czworakach pod stołem szarpałem się z kablem. To była komedia… Fajną historie przeżyłem też podczas Euro w Gdańsku, kiedy irlandzcy kibice podczas wejścia na żywo do Wiadomości porwali mnie w szalony taniec, który zakończyłem niesiony na rękach przez tłum i oblewany piwem tryskającym z butelek jak szampan. Część pokazano na wizji, część pozostała tylko moim wspomnieniem bo nasz operator umknął przed szalejącym tłumem w obawie o kamerę. Wesoło było… a tę relację Eurosport uznał za najlepsze sportowe wejście na żywo!

Jest Pan teraz jednym z najbardziej doświadczonych dziennikarzy TVP…

Przez całe lata sytuacja kadrowa w TVP była….dynamiczna. Miałem okazję spotkać wielu znakomitych dziennikarzy i ciekawych ludzi z pierwszych stron gazet. Gdy zaczynałem pracę w Wiadomościach gwiazdami byli tam Tomasz Lis, Jarosław Gugała, Grzegorz Miecugow a do stolicy po relacjach z wybuchu gazu ściągnął mnie Adam Pieczyński – obecny, wieloletni szef TVN24. Potem były okres pracy w TVP3 Regionalnej i TVP Info. Tu realizowaliśmy także wielkie relacje na żywo, dużą publicystykę gospodarczo – społeczną czy całodniowe programy tematyczne, toteż była okazja do przeprowadzania wywiadów z niemal wszystkimi znanymi i ciekawymi ludzmi. Pamiętam choćby wywiad z Adamem Małyszem, który wracał do rodzinnej Wisły z Igrzysk w Salt Lake City. By przeprowadzić rozmowę musiałem się śpieszyć i skakałem do jadącego z gwiazdą samochodu. Wywiad trwał jakieś 2 minuty i aby go wyemitować opóźniono o kilka minut start głównego wydania Wiadomości. Wszystko dlatego, że z powodu śnieżycy powrót Adama opóźnił się i na antenie mieliśmy 2 godziny powitania Małysza bez Małysza. Dopiero mój skok do auta z narciarską gwiazdą sprawił, że widzowie w końcu go ujrzeli w telewizorach.

Sporo tych przygód było… Tak właściwie, to trudno Pana tak dziennikarsko zaszufladkować. Prowadził Pan poważne polityczne dyskusje, programy gospodarcze i społeczne. Widziałam Pana podczas prowadzenia różnych imprez czy debat, szkolił Pan młodych dziennikarzy i ludzi, którzy występują w mediach, pisał artykuły i przeprowadzał wywiady dla gazet i magazynów. Komentował Pan w Radiu Gdańsk. Prowadził kibicowskie strony internetowe. Ostatnio nawet zadziwił Pan prezesa Gryfa Wejherowo znajomością wyników i składu jego piłkarskiej drużyny choć grają tylko w 2 lidze… co świadczy o świetnej wiedzy sportowej. To jaki właściwie jest ten Siezieniewski?

Ciągle ciekawy świata i szukający nowych wyzwań. Chcący się uczyć i uciekający od schematu sztywnego „Pana z Telewizora”. Pełen humoru i autoironii. I przede wszystkim lubiący ludzi, swoich widzów. Czasy gdy byłem celebrytą z pierwszych stron kolorowych tygodników minęły – więc teraz mogę być po prostu sobą!

Reklama na portalu expressbiznesu.plReklama na portalu expressbiznesu.pl