Import rosyjskiego węgla do Polski to już ponad 8 milionów ton rocznie. Jak się okazuje, rosyjski węgiel kupuje także, skonfliktowana z Moskwą, Ukraina. Rozmawiam o tym z jednym z analityków tego tematu, Oleksandrem Kharchenko dyrektora kijowskiego Energy Industry Research Center. Dlaczego Ukraina, mimo faktycznej wojny z Rosją, nadal stamtąd importuje węgiel – pytam Oleksandra Kharchenkę. […]
Redakcja
2018-12-19
7 minut czytania
Import rosyjskiego węgla do Polski to już ponad 8 milionów ton rocznie. Jak się okazuje, rosyjski węgiel kupuje także, skonfliktowana z Moskwą, Ukraina. Rozmawiam o tym z jednym z analityków tego tematu, Oleksandrem Kharchenko dyrektora kijowskiego Energy Industry Research Center.
Dlaczego Ukraina, mimo faktycznej wojny z Rosją, nadal stamtąd importuje węgiel – pytam Oleksandra Kharchenkę. Dlaczego część z tego węgla to surowiec pochodzący z terytoriów okupowanego Donbasu. Jego zakup to bezpośrednie wspieranie separatystów.
Jak na razie nie ma zakazu importu węgla z Rosji. Stąd jego zakup przez firmy z Ukrainy jest normalną, międzynarodową transakcją. Formalnie najważniejszym eksporterem węgla z Rosji na Ukrainę jest „Sybirska Ugolno – Energeticzeskaja Kompania”. Ponadto węgiel rosyjski sprzedają na Ukrainie firmy rejestrowane w rajach podatkowych. Dowiedzenie więc faktu, że jakiś węgiel to paliwo wydobywane na terytoriach okupowanych nie jest proste. Nikt także na poważnie nie zajmuje się śledzeniem tego. Inna sprawa, że najprawdopodobniej w Rosji odbywa się zamiana węgla. To znaczy ten z Doniecka jest spalany w Rosji, a na Ukrainę w zamian jedzie ten z Kuzbasu.
Ostatnio dużo się mówi w Kijowie na temat oficjalnego zakazu importu węgla z Rosji.
Byłoby to spore utrudnienie dla ukraińskiej energetyki – po zajęciu przez Rosjan Donbasu, Ukraina po prostu musi importować węgiel. Jednocześnie jeszcze nie zdarzyło się by jakiejś firmie udowodniono nielegalny import węgla z Donbasu. Ten hipotetyczny, nielegalny import z Donbasu to wiele różnorakich schematów, opisywanych przez kijowskie media. Przy czym od marca ubiegłego roku ustały praktycznie nielegalne przewozy węgla bezpośrednio przez linię frontu. Nielegalne zakupy odbywać się miały przy udziale Sergeja Kurczenki, byłego „pełnomocnika biznesowego” ówczesnego prezydenta, Janukowycza. On bowiem przejął w użytkowanie większość donbaskich kopalni węgla kamiennego. Dalej jest wykupywanie węgla donieckiego przez firmy z Południowej Osetii (również należące do Kurczenki), a potem sprzedawanie go do Rosji i następnie „eksport” na Ukrainę z certyfikatem węgla z Kuzbasu.
O nielegalny import podejrzewany jest także najbogatszy Ukrainiec, Rinat Achmetow.
Miałoby się to odbywać poprzez jego kopalnie nieopodal Noworosyjska. Węgiel z Donbasu miałby bowiem, w takim przypadku, świadectwo pochodzenia właśnie z tychże kopalni. Achmetow nie chce ciągle przebudowywać należących do niego ciepłowni z węgla na inne paliwa. A jednocześnie te ciepłownie są przystosowane (w momencie gdy były budowane) do węgla donbaskiego. Przykładowo próby z wykorzystaniem węgla z Polski wykazały nieprzydatność paliwa ze Śląska. Z drugiej strony przeciwnicy tezy o nielegalnym imporcie węgla dokonywanym przez Achmetowa wskazują, że byłoby to trudne do wyobrażenia ze względów …psychologicznych. Achmetow bowiem został pozbawiony siłą wpływu na kopalnie w Donbasie. Przejął je jego wróg, Kurczenko. Trudno sobie wyobrazić by ci dwaj się dogadywali. Tym bardziej, że głośno się mówi, iż Rosjanie dopuścili Kurczenkę do donbaskiego węgla tylko dlatego, że ten obiecał zyski ze sprzedaży węgla przeznaczać na zakupy broni dla separatystów.
W wydobyciu węgla w Donbasie mają bardzo duży udział także nielegalne mini kopalnie, tak zwane „kopanki”.
Kontrolę nad nimi, jeszcze za władzy Janukowycza, przejął jego syn. To właśnie wydobycie, przy celowym mieszaniu węgla z „kopanek” z tym wydobytym z tradycyjnych kopalń pozwalało znacznie zmniejszać cenę surowca. Jeśli taki węgiel dostawał się do ciepłowni ukraińskich poprzez linię frontu (takie przypadki zdarzały się dość często, dzięki przekupstwu w oddziałach wojskowych, stojących na linii frontu) to można było na niego otrzymać subsydia rządowe, bo wtedy już żadnym problemem nie było wykazać, iż surowiec był wydobyty w kopalniach pracujących na terenach kontrolowanych przez władze z Kijowa. A dotacje stanowiły istotny punkt w budżecie ukraińskim. Jeszcze w roku 2013 było to około 1.5 miliarda dolarów rocznie. Obecnie jednak proceder nielegalnego importu węgla z Donbasu jest ograniczany. Przez linię frontu można przewieźć tylko śladowe ilości. Bo kontrola jest obecnie bardzo dokładna. Do wybuchu wojny, na terenach obecnie okupowanych wydobywano rocznie około 10 milionów ton węgla rocznie. Obecnie, wedle różnych szacunków wydobywanych jest tam około czterech milionów ton rocznie. Pewnie większość tego węgla jedzie przez otwartą granicę do Rosji. Pewnie jakaś część potem trafia na Ukrainę.
Na granicy kontrole przeprowadzają nie tylko celnicy, ale i jeszcze wojsko oraz bardzo aktywni aktywiści – ochotnicy. A każdy węgiel przewożony przez granicę powinien mieć świadectwo pochodzenia oraz dokumenty opisujące jego jakość.
Dlatego też tego rodzaju transakcje nie są powszechne. Duże ilości węgla na Ukrainie zużywa przede wszystkim należąca do Achmetowa, kompania DTEK. Inni odbiorcy są mocno rozproszeni. DTEK zaś nie jest zainteresowany nielegalnym importem węgla z okupowanego Donbasu z jeszcze innego względu – firma ta jest zbyt mocno osadzona w różnych zachodnich strukturach (na londyńskiej giełdzie, w wielu bankach), by ryzykować obniżeniem własnych notowań z powodu jakiegoś nieodpowiedzialnego, nielegalnego importu. Można więc powiedzieć, że tym nielegalnym importem zajmują się przede wszystkim firmy małe. Oczywiście dzieje się to z zachowaniem świadectw pochodzenia surowca z kopalni rosyjskich.
Na Ukrainę sprowadza się też obecnie węgiel z USA i RPA…
Wielu analityków podejrzewa, że jest to jednak w dużej części surowiec z Donbasu. W procederze wymiany węgla amerykańskiego czy afrykańskiego na ten pochodzący z Donbasu miałyby pomagać firmy tureckie. Tam dość swobodnie podchodzi się do świadectw pochodzenia. Można więc dość łatwo takich wymian dokonywać. A trudno przecież upilnować każdy statek poruszający się po Morzu Czarnym i sprawdzać czy płynie on z Turcji czy też z Rosji.
O wykorzystaniu węgla w energetyce mówi się ostatnio raczej w konwencji negatywnej. Czy władze ukraińskie mają jakąś strategię dotyczącą alternatywnego wykorzystania węgla. Choćby poprzez jego gazyfikację.
Jak na razie to tylko teoretyczne rozważania. Władze ukraińskie zdecydowanie większą wagę przykładają do konieczności przestrojenia bloków energetycznych z węgla donbaskiego na bardziej uniwersalne paliwa stałe, które można dostać na rynkach światowych. Trudno też mówić o gazyfikacji jeśli tego węgla po prostu Ukrainie brakuje. Ponadto ceny na gaz są realnie na tyle niewysokie, że gazyfikacja węgla byłaby po prostu nieopłacalna. Jeszcze w czasach Janukowycza Ukraina dostała z Chin specjalny kredyt (około 3 miliardów dolarów) na rozpracowanie schematu gazyfikacji ukraińskiego gazu. Pieniądze te zostały jednak przejedzone i Chińczycy nie otrzymali ich zwrotu. Obecnie żaden z instytutów górniczych nie zajmuje się na poważnie tą tematyką. Na pytania zaś dziennikarzy w tej kwestii odpowiedziano (w ministerstwie energetyki), że gazyfikacja węgla jest nie tylko droga, ale i szkodliwa dla środowiska naturalnego. Jednocześnie Ukraina nie może sobie obecnie pozwolić na wyłączenie trujących środowisko elektrowni węglowych. Bo powstałby wtedy wielki deficyt energii elektrycznej.