Partnerzy

Wyszukiwarka

Biznes
Konflikt rosyjsko – ukraiński na „gazowej” linii

Budżet ukraiński jest rokrocznie zasilany kwotą około 3 miliardów dolarów, jako opłatą za tranzyt gazu z Rosji do Europy Zachodniej. Czy ta sytuacja będzie się utrzymywała po potencjalnym uruchomieniu przez Gazprom połączenia Nord Stream II? Jak przeżyje takie straty ukraiński budżet? Jak strona ukraińska poradzi sobie bez rosyjskiego gazu? Pytania te kieruję do analityczki kijowskiego […]

Redakcja
2019-06-22
9 minut czytania

Budżet ukraiński jest rokrocznie zasilany kwotą około 3 miliardów dolarów, jako opłatą za tranzyt gazu z Rosji do Europy Zachodniej. Czy ta sytuacja będzie się utrzymywała po potencjalnym uruchomieniu przez Gazprom połączenia Nord Stream II? Jak przeżyje takie straty ukraiński budżet? Jak strona ukraińska poradzi sobie bez rosyjskiego gazu? Pytania te kieruję do analityczki kijowskiego centrum im. Razumkowa, Kateryny Markevych.

Podstawowym problemem ukraińskim nie wydaje się kwestia potencjalnego deficytu gazu w związku z prawdopodobnym zaprzestaniem przez Rosję tranzytu gazu – mówi K. Markevych. Ważniesze wydaje się załatanie dziury budżetowej po zaprzestaniu przez Rosjan opłat za tranzyt. Te opłaty pozwalały w całości opłacić import gazu z Zachodu. Tyle, że budżet Ukrainy to kilkadziesiąt miliardów dolarów. Można więc powiedzieć, że brak tych trzech miliardów byłby kłopotliwy, ale nie jakiś decydujący dla losów państwa. Dla porównania sam ukraiński eksport produktów rolnych to obecnie około 20 miliardów USD.

Tranzytowy gaz to jednak także kwestie bezpieczeństwa…

Istnieje obawa, że Rosja mogłaby się pokusić napaść na Ukrainę w przypadku braku tranzytowych przesyłek gazu, licząc na to, że Europa zignoruje taki fakt.
Strona ukraińska uważa jednak, że ma silna kartę w rozmowach z Rosjanami. Do nowego roku 2020 (wedle Ukraińców) Nord Stream II nie powstanie. Czyli jednak trzeba będzie dogadać sie z ukraińskim Naftohazem. Gazprom oczywiście, przed końcem roku pewnie pokaże propagandowy obrazek jak to wpuszczają gaz do Nord Stream II. Będzie to jednak czysta propaganda. Bo ten rurociąg będzie gotowy tylko technicznie. Trzeba będzie tam jeszcze przeprowadzić wiele testów, poprawek…Ponadto będzie brakowało jeszcze wielu odcinków lądowych. Roboty wykończeniowe na pewno przeciągną się na rok 2020, a nawet na 2021. Czyli Gazprom będzie musiał zawrzeć z Naftohazem chociaż jakiś tymczasowy kontrakt. Na rok, dwa…

A gdyby jednak Rosjanie nie podpisali umowy na tranzyt gazu, mimo nie rozpoczęcia dostaw przez Bałtyk?

Rosjanie ogłosiliby w takim przypadku, że winna jest tu Ukraina. I przestaną wysyłać gaz tranzytem, z nadzieją, że Europa przymusi Kijów do kontraktu, na niekorzystnych dla Naftohazu warunkach. Równolegle Moskwa będzie w takim przypadku chciała wymusić na Brukseli zdjecie z Nord Stream jakichkolwiek europejskich zasad prawnych wprowadzanych w Europie. Rosja w takim przypadku jest gotowa stracić nawet z 10 miliardów dolarów z powodu ograniczonej sprzedaży gazu do Europy, by przed następnym sezonem grzewczym “przycisnąć Brukselę”.
Jedyną odpowiedzią strony ukraińskiej na taki dyktat może być co najwyżej stwierdzenie, że dostawy gazu do Europy to nie problem Ukrainy tylko Gazpromu i europejskich kompanii nim handlujących.

Gazprom w wielu enuncjacjach sugeruje, że polem negocjacji ukraińsko – rosyjskich dotyczących tranzytu gazu, będzie rezygnacja przez Kijów z nałożonych przez międzynarodowy arbitraż na rosyjską firmę wielomiliardowych (około 3 miliardy dolarów) kar…

Gdyby władze ukraińskie zrezygnowały z tak dużej kwoty, przysądzonej w Sztokholmie, byłoby to uznane przez społęczeństwo jako zdrada. To by zaś oznaczało, dla takiej władzy momentalne samobójstwo polityczne. Elementem gry z Rosjanami może być natomiast los nowego pozwu jaki Naftohaz złożył przeciw Gazpromowi. Tym razem suma pretensji wynosi ponad 10 miliardów dolarów. I jest to pozew z dużymi szansami na wygraną.

Kijów szermuje hasłem, że jakiekolwiek rozmowy o tranzycie gazu przez Ukrainę do Europy muszą sie odbywać przy udziale Brukseli. Czy możliwy jest jednak wariant jakiegoś porozumienia dwustronnego na linii Kijów – Moskwa?

To bardzo mało prawdopodobny wariant. „Gazprom” bowiem wybrał taktykę na przeczekanie zaś strona ukraińska uważa, że ma silne karty przetargowe w ręku. To jest choćby możliwość podnoszenia stawek za tranzyt, w przypadku kontraktów na mniej niż 40 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie. Tyle bowiem gazu w rurociągach ukraińskich, wedle wyliczeń umownych gwarantuje opłacalność tranzytu. Gazprom natomiast w przestrzeń publiczną wypuszcza informacje, że od przyszłego roku tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę to będzie nie więcej jak 15 miliardów metrów sześciennych rocznie.
Naftohaz także ma całkowite poparcie władz w Kijowie dla egzekucji od Gazpromu należności przysądzonych w arbitrażu sztokholmskim. To ogranicza jakiekolwiek możliwości rozmów z koncernem rosyjskim, który zgadza się podjąć rozmowy z Ukraińcami tylko w przypadku, gdyby ci zrezygnowali ze swoich roszczeń.
Inna rzecz, iż umowy z Gazpromem i tak zostaną podpisane najwcześniej dopiero po ukraińskich wyborach parlamentarnych. Bo inaczej negocjacje stałyby się elementem gry propagandowej. O jakiejś zaś minimalnej gotowości Rosjan do kompromisu może natomiast świadczyć fakt odwołania ze stanowiska wiceprezesa zarządu w Gazpromie, Aleksandra Miedwiedewa, który (odpowiadając za cały „Gazpromowski” eksport) jednoznacznie twierdził, że tranzytu gazu przez Ukrainę nie będzie.
Konkludując można powiedzieć, że obydwie strony nie są obecnie zainteresowane jakimiś oddzielnymi od Europy negocjacjami gazowymi. Wbrew pozorom pozycja Ukrainy w takich negocjacjach wcale nie jest taka słaba. Naftohaz może bowiem zaopatrzyć w gaz mieszkańców Ukrainy nawet bez gazu z Rosji. Zresztą tak dzieje się już obecnie

Podstawowym problemem ukraińskim nie wydaje się kwestia potencjalnego deficytu gazu w związku z prawdopodobnym zaprzestaniem przez Rosję tranzytu gazu – mówi K. Markevych. Ważniesze wydaje się załatanie dziury budżetowej po zaprzestaniu przez Rosjan opłat za tranzyt. Te opłaty pozwalały w całości opłacić import gazu z Zachodu. Tyle, że budżet Ukrainy to kilkadziesiąt miliardów dolarów. Można więc powiedzieć, że brak tych trzech miliardów byłby kłopotliwy, ale nie jakiś decydujący dla losów państwa. Dla porównania sam ukraiński eksport produktów rolnych to obecnie około 20 miliardów USD.

Tranzytowy gaz to jednak także kwestie bezpieczeństwa…

Istnieje obawa, że Rosja mogłaby się pokusić napaść na Ukrainę w przypadku braku tranzytowych przesyłek gazu, licząc na to, że Europa zignoruje taki fakt.
Strona ukraińska uważa jednak, że ma silna kartę w rozmowach z Rosjanami. Do nowego roku 2020 (wedle Ukraińców) Nord Stream II nie powstanie. Czyli jednak trzeba będzie dogadać sie z ukraińskim Naftohazem. Gazprom oczywiście, przed końcem roku pewnie pokaże propagandowy obrazek jak to wpuszczają gaz do Nord Stream II. Będzie to jednak czysta propaganda. Bo ten rurociąg będzie gotowy tylko technicznie. Trzeba będzie tam jeszcze przeprowadzić wiele testów, poprawek…Ponadto będzie brakowało jeszcze wielu odcinków lądowych. Roboty wykończeniowe na pewno przeciągną się na rok 2020, a nawet na 2021. Czyli Gazprom będzie musiał zawrzeć z Naftohazem chociaż jakiś tymczasowy kontrakt. Na rok, dwa…

A gdyby jednak Rosjanie nie podpisali umowy na tranzyt gazu, mimo nie rozpoczęcia dostaw przez Bałtyk?

Rosjanie ogłosiliby w takim przypadku, że winna jest tu Ukraina. I przestaną wysyłać gaz tranzytem, z nadzieją, że Europa przymusi Kijów do kontraktu, na niekorzystnych dla Naftohazu warunkach. Równolegle Moskwa będzie w takim przypadku chciała wymusić na Brukseli zdjecie z Nord Stream jakichkolwiek europejskich zasad prawnych wprowadzanych w Europie. Rosja w takim przypadku jest gotowa stracić nawet z 10 miliardów dolarów z powodu ograniczonej sprzedaży gazu do Europy, by przed następnym sezonem grzewczym “przycisnąć Brukselę”.
Jedyną odpowiedzią strony ukraińskiej na taki dyktat może być co najwyżej stwierdzenie, że dostawy gazu do Europy to nie problem Ukrainy tylko Gazpromu i europejskich kompanii nim handlujących.

Gazprom w wielu enuncjacjach sugeruje, że polem negocjacji ukraińsko – rosyjskich dotyczących tranzytu gazu, będzie rezygnacja przez Kijów z nałożonych przez międzynarodowy arbitraż na rosyjską firmę wielomiliardowych (około 3 miliardy dolarów) kar…

Gdyby władze ukraińskie zrezygnowały z tak dużej kwoty, przysądzonej w Sztokholmie, byłoby to uznane przez społęczeństwo jako zdrada. To by zaś oznaczało, dla takiej władzy momentalne samobójstwo polityczne. Elementem gry z Rosjanami może być natomiast los nowego pozwu jaki Naftohaz złożył przeciw Gazpromowi. Tym razem suma pretensji wynosi ponad 10 miliardów dolarów. I jest to pozew z dużymi szansami na wygraną.

Kijów szermuje hasłem, że jakiekolwiek rozmowy o tranzycie gazu przez Ukrainę do Europy muszą sie odbywać przy udziale Brukseli. Czy możliwy jest jednak wariant jakiegoś porozumienia dwustronnego na linii Kijów – Moskwa?

To bardzo mało prawdopodobny wariant. „Gazprom” bowiem wybrał taktykę na przeczekanie zaś strona ukraińska uważa, że ma silne karty przetargowe w ręku. To jest choćby możliwość podnoszenia stawek za tranzyt, w przypadku kontraktów na mniej niż 40 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie. Tyle bowiem gazu w rurociągach ukraińskich, wedle wyliczeń umownych gwarantuje opłacalność tranzytu. Gazprom natomiast w przestrzeń publiczną wypuszcza informacje, że od przyszłego roku tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę to będzie nie więcej jak 15 miliardów metrów sześciennych rocznie.
Naftohaz także ma całkowite poparcie władz w Kijowie dla egzekucji od Gazpromu należności przysądzonych w arbitrażu sztokholmskim. To ogranicza jakiekolwiek możliwości rozmów z koncernem rosyjskim, który zgadza się podjąć rozmowy z Ukraińcami tylko w przypadku, gdyby ci zrezygnowali ze swoich roszczeń.
Inna rzecz, iż umowy z Gazpromem i tak zostaną podpisane najwcześniej dopiero po ukraińskich wyborach parlamentarnych. Bo inaczej negocjacje stałyby się elementem gry propagandowej. O jakiejś zaś minimalnej gotowości Rosjan do kompromisu może natomiast świadczyć fakt odwołania ze stanowiska wiceprezesa zarządu w Gazpromie, Aleksandra Miedwiedewa, który (odpowiadając za cały „Gazpromowski” eksport) jednoznacznie twierdził, że tranzytu gazu przez Ukrainę nie będzie.
Konkludując można powiedzieć, że obydwie strony nie są obecnie zainteresowane jakimiś oddzielnymi od Europy negocjacjami gazowymi. Wbrew pozorom pozycja Ukrainy w takich negocjacjach wcale nie jest taka słaba. Naftohaz może bowiem zaopatrzyć w gaz mieszkańców Ukrainy nawet bez gazu z Rosji. Zresztą tak dzieje się już obecnie

Dziękuję za rozmowę.

Reklama na portalu expressbiznesu.plReklama na portalu expressbiznesu.pl