Partnerzy

Wyszukiwarka

Felietony
Algarve… podróż bez końca

Już, gdy przekroczymy granicę Hiszpanii, udając się na zachód, czujemy, że to inny świat, jakby oderwany od bezdusznej europejskiej machiny ekonomicznej. Mimo, że unijne flagi powiewają na wietrze, kraina wymyka się spod brukselskiej kurateli. Wyniesiony z domu kuchenny stolik, na nim siatki pomarańczy, kubeczki po jogurtach z monetami i brak sprzedawcy. Bierzesz pomarańcze, wrzucasz euro, […]

Redakcja
2019-07-19
2 minuty czytania

Już, gdy przekroczymy granicę Hiszpanii, udając się na zachód, czujemy, że to inny świat, jakby oderwany od bezdusznej europejskiej machiny ekonomicznej.
Mimo, że unijne flagi powiewają na wietrze, kraina wymyka się spod brukselskiej kurateli.

Wyniesiony z domu kuchenny stolik, na nim siatki pomarańczy, kubeczki po jogurtach z monetami i brak sprzedawcy. Bierzesz pomarańcze, wrzucasz euro, wydajesz sobie resztę. Wobec ogromu prostoty, niewinności i ufności miejscowych, cwaniactwo było by nie na miejscu.
Na początku mojej podróży, wzdłuż południowego wybrzeża Portugalii, mijam parki krajobrazowe, rezerwat kameleonów do którego dopływam łodzią z uroczej Taviry, potem kładką nad wydmami dochodzę do plaży pełnej przepięknych muszli. Atlantycki wiatr, unosi ziarna miałkiego, złocistego piasku… wszystko co słychać to szum oceanu.
Wąskimi uliczkami sennego miasteczka,zwabiony zapachem grillowanego na węglach portugalskiego specjału Frango de Churrasco, siadam w skromnym barze w cieniu kamienicy z ceramiczną, biało niebieską fasadą. Mała, wielka chwila.
Potem, jak w filmach Hitchcocka, następuje tylko eskalacja. Jest coraz piękniej, coraz smaczniej. Jeszcze piękniejsze plaże, ukryte w piaskowych skałach zatoczki, modrakowe laguny, groty w Lagos. Pomarańczowe klify Albufeiry, porcik rybacki opleciony sieciami, mozolnie składanymi ręcznie przez wielopokoleniowe rodziny, i ten zabawnie strzebrzeszący język znany nam jedynie z brazylijskich serialowych tasiemców minionej epoki.
Portugalia rosła w siłę dzięki wielkim wyprawom Vasco da Gama, który wyruszał kolonizować Amerykę Południową, z jak mniemał, końca świata, który okazał się być jedynie krańcem Europy.
Zachęcam by postawić tam stopy, stanąć na skalistym klifie przylądka św Wincentego i poczuć się królem świata, zrobić sobie najpiękniejsze zdjęcie i pochwalić się swoją podróżą na naszym facebookowym funpageu „ Podróże i My”!

Reklama na portalu expressbiznesu.plReklama na portalu expressbiznesu.pl