Wybrałem się do przychodni Jasień by zarejestrować chorych rodziców do lekarza rodzinnego. Rano, pięć minut przed otwarciem ośrodka byłem 15 w kolejce. Gdy drzwi uchyliły się o 7:00 za moimi plecami było 3 razy tyle ludzi. Zakatarzonych i kasłających… Chętnych do leczenia jest tak wielu, że telefoniczna rezerwacja praktycznie nie istnieje, bo nie ma czasu […]
Redakcja
2020-03-10
4 minuty czytania
Wybrałem się do przychodni Jasień by zarejestrować chorych rodziców do lekarza rodzinnego. Rano, pięć minut przed otwarciem ośrodka byłem 15 w kolejce. Gdy drzwi uchyliły się o 7:00 za moimi plecami było 3 razy tyle ludzi. Zakatarzonych i kasłających…
Chętnych do leczenia jest tak wielu, że telefoniczna rezerwacja praktycznie nie istnieje, bo nie ma czasu odbierać telefonów. A gdy fala sprzed drzwi się przeleje i jest chwila by podnieść słuchawkę – nie ma już miejsc do lekarzy. Oto jesteśmy w trakcie epidemii grypy. Nie tej chińskiej z Wuhan – tylko naszej, polskiej, nadwiślańskiej. Od początku roku z jej powodu zmarło w Polsce 10 osób. A najgorsze – jeśli wierzyć lekarzom – jeszcze przed nami. Główny Inspektorat Sanitarny podał, że w ostatnim tygodniu stycznia na grypę zachorowało w Polsce 204 tysiące osób. W lutym było to prawie 300 tysięcy ludzi tygodniowo.
Tegoroczny wirus może zebrać większe żniwo niż przed rokiem, gdy wskutek powikłań zmarło 150 osób. Najwięcej od 5 lat. Choroba szaleje także w Czechach – gdzie wielu Polaków spędziło ferie zimowe. W ciągu tygodnia zachorowalność wzrosła tam o 30 procent, 15 osób zmarło, a blisko 100 jest w stanie krytycznym. Na Ukrainie ogłoszono epidemię gdy w ciągu tygodnia w okręgu dniepropietrowskim odsetek chorych zwiększył się o 44 procent. W obwodzie zakarpackim ogłoszono dwutygodniową kwarantannę zamykając szkoły i niektóre instytucje. Pracujący z naszym kraju goście zza wschodniej granicy pewnie roznieśli i u nas trochę wirusów. Tym bardziej, że sprzyja sprzyja pogoda. Mrozów nie widać.
Przebieg zachorowań mógłby być łagodniejszy gdyby ludzie się szczepili. Tyle, że tego nie robią. W ubiegłym roku zapobiegawczą iniekcję przyjęło 3,9 procent populacji. Najczęściej ( 14,9 %) to osoby starsze, powyżej 65 lat czyli ci, którym niektóre samorządy( np. gdański ) fundują bezpłatne szczepienia. To zadziwiające, że tak lekceważymy zarazki jednej z najbardziej zabójczych chorób świata. W każdej pracy, autobusie, pociągu, szkole spotykamy kaszlących, kichających i rozgorączkowanych niezastąpionych pracowników czy uczniów gnanych nieodgadnioną chęcią zarażenia także innych. Jakież zdziwienie wywołał przed laty prezydent Sopotu gdy publicznie ogłosił, że wywali z pracy każdego kto chory przychodzi do urzędu i zaraża innych. Lata minęły, a nawyki pozostały…dalej uwielbiamy zarażać innych.
To tym bardziej zastanawiające gdyż Polacy znajdują się w gronie największych hipochondryków w Europie. Z danych zebranych przez firmę Iqvia wynika, że od stycznia do listopada ubiegłego roku rodacy kupili 186 milionów suplementów diety wydając na to gigantyczną kwotę 3,38 miliarda złotych. To o niemal 400 milionów więcej niż rok wcześniej. Kupują nie zwracając uwagi na to, że Narodowy Instytut Leków po przebadaniu najpopularniejszych suplementów wykazał, że część z nich nie spełnia wymagań. Dziś – w odróżnieniu od leków – nie ma obowiązku poddawania ich badaniom zanim wejdą do aptek co skrzętnie wykorzystują producenci.
Wiedza Polaków na temat różnicy między lekami bez recepty a suplementami diety jest niewielka. Skoro kupujemy coś w aptece to uważamy, że jest bezpieczne. Zachęcają nas do tego reklamy, które sflaczałych starców zmieniają w dziarskich supermenów noszących wnuki na plecach. Z raportu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji wynika, że w ciągu 15 lat liczba reklam z sektora produkty zdrowotne i leki w programach tv zwiększyła się 20-to krotnie. Na ekranie wszystko wygląda tak ładnie, że aż chce się kupić. Po co ćwiczyć regularnie, spacerować, dbać o dietę skoro można kupić cudowną tabletkę – antidotum na całe zło. A szczepionka to przecież jakieś kłucie, a na dodatek producenci na pewno nas oszukują aby nabić sobie kabzę. A Polak oszukać i kłuć się nie da! Dlatego tym jeszcze zdrowym nie pozostaje nic innego jak myć ręce, wysypiać się, unikać prychających – a najlepiej zamknąć się w domu na cztery spusty. Rodzimy wirus nad Motławą i Wisłą może być w tym sezonie groźniejszy niż koronawirus z Chin.