Epidemiczny front z Vuhan odciska piętno na globalnej gospodarce. Trudno z tym polemizować zdając sobie sprawę z faktu, iż Chiny są obecnie kluczowym krajem w paśmie światowych łańcuchów produkcji przemysłowych. Sytuacja związana z wirusem COVID-19 jest jednak na tyle dynamiczna, że na tym etapie rozwoju epidemii trudno jednoznacznie oszacować wpływ na rodzimą gospodarkę. Istnieje kilka […]
Redakcja
2020-03-14
6 minut czytania
Epidemiczny front z Vuhan odciska piętno na globalnej gospodarce. Trudno z tym polemizować zdając sobie sprawę z faktu, iż Chiny są obecnie kluczowym krajem w paśmie światowych łańcuchów produkcji przemysłowych. Sytuacja związana z wirusem COVID-19 jest jednak na tyle dynamiczna, że na tym etapie rozwoju epidemii trudno jednoznacznie oszacować wpływ na rodzimą gospodarkę. Istnieje kilka możliwych scenariuszy.
Globalny stan rzeczy
Na początek warto rozprawić się z powszechnym już mitem. Otóż problemem skutkującym destabilizacją globalnej gospodarki nie jest zwiększony procent śmiertelności nosicieli wirusa, a rosnąca liczba osób zarażonych, która zwiększa poziom niepewności rynkowej. Zachowując wszelkie proporcje warto przenieść się do roku 2002 w którym to gospodarcze zachwianie wywołane na skutek dynamicznego rozprzestrzeniania się wirusa SARS (również wykrytego w Chinach) wpłynęło na obniżenie okresowego wzrostu PKB o około 0.5-1%. Z kolei wpływ na gospodarkę globalną był wówczas kwestią marginalną. I o ile eksperckie porównania niektórych uspokajają, to należy wziąć pod uwagę, iż tamta sytuacja różni się od dzisiejszej za sprawą wzrostu znaczenia gospodarki chińskiej dla świata. Zgodnie z raportami Chiny są obecnie drugim – największym eksporterem odpowiedzialnym za niespełna 15% globalnego eksportu.
W styczniu i lutym 2020 roku eksport spadł o 17.2%. Spadek ten był nieznacznie wyższy niż przewidywano, zaś w praktyce jego poziom jest porównywalny ze sytuacją z początku roku 2016. Niewykluczone, że dane związane z eksportem będą spadać w kolejnych tygodniach ze względu na pogorszenie sytuacji w sektorze handlowym, bowiem środki zapobiegawcze rozprzestrzenianiu COVID-19 stanowią fundamentalną barierę handlową. Na ten czas cena wspomnianych środków zapobiegawczych w Chinach wynosi około -3p.p PKB krajowego. Duży ślad na tym rezultacie odciska prowincja Huabei, dźwigająca brzemię niecałych 5% PKB azjatyckiego państwa. To właśnie w tej prowincji środki zachowania ostrożności są najbardziej drastyczne. W zaistniałej sytuacji pokrzepiające stają się komunikaty świadczące o tym, że koronawirus odpuszcza na szerokości geograficznej w której się narodził. Ale czy zwiększenie stabilności w zarodku odmieni dynamiczną sytuację, której przeciwstawiamy się na rodzimym rynku? Niezupełnie.
Dyskurs z ropą w tle
Zanim o sytuacji z naszego podwórka, warto rozprawić się z jeszcze jednym mitem, który bywa powielany w lokalnych mediach. Spór dotyczy cen ropy, która w poniedziałek (9 marca) spadła najsilniej od 1991 roku. To kluczowy powód wobec którego Dow Jones – indeks 30 największych amerykańskich spółek giełdowych stracił w momencie otwarcia giełdy aż 7% wartości. Oczywiście – duży spadek cen ropy jest poniekąd związany z wystąpieniem epidemii, jednak jego główną przyczyną pozostaje spór wyrastający pomiędzy krajami OPEC, a Rosją. Do Organizacji Krajów Eksportujących Ropę należy m.in. Arabia Saudyjska, która jako drugi największy eksporter ropy w skali globu zaproponowała ograniczenie jej wydobycia w celu zatrzymania procesu spadku cen, na co Rosja nie przystała. Zatem jeśli możemy mówić o wpływie wirusa na aspekt wydobycia i eksportu ropy naftowej, to jest on niewielki, żeby nie powiedzieć – marginalny.
Wróćmy do giełdy, która nie reaguje dobrze na błyskawiczny rozwój epidemii. I choć spadek na Wall Street był duży, to otwarcie z 10 marca informuje nas o tym, że indeks wzrósł o 2.5%. Maklerzy przewidzieli podstawowe skutki rozwoju wirusa i już w drugiej połowie minionego miesiąca czynili pierwsze kroki mające na celu zmniejszanie wartości Dow Jones. Owa sytuacja tak, czy inaczej prowadzi do recesji, pytanie – na ile może być ona głęboka, i czy znajdziemy się w miejscu, które dobrze znamy z 2008 roku? Wówczas kryzys zaufania w sektorze finansowym był na tyle szeroki, że przedsiębiorstwa, które nie miały finansowania operacyjnego utraciły finansową płynność, czego efektem była seryjna liczba bankructw. W obecnej sytuacji historia może się powtórzyć, choć jak przewidują eksperci i ekonomiści – nie na tak dużą skalę. Największe zagrożenie dotyczy gałęzi o niskiej rentowności, którą stanowi w dużej mierze turystyka i gastronomia. Obawy związane są także ze światem futbolu ze względu na wstrzymanie rozgrywek w większości państw – również w Polsce.
COVID-19, a sprawa polska
A skoro o Polsce… Trudno mówić o kondycji gospodarczej i ekonomicznej mając do czynienia z sytuacją bezprecedensową. Na dziś możemy być pewni jednego – recesja techniczna już wystąpiła, bowiem odnotowano dwa ujemne kwartały z rzędu, którym epidemia z pewnością pomogła. W kraju mamy do czynienia z efektem domina, który jest spowodowany w dużej mierze ruchami prewencyjnymi. Ważne sektory gospodarcze pozostają wyjątkowo wrażliwe na obecne problemy. Konsumenci odwracają się od masowych wydarzeń kulturalnych i usług turystycznych. Dużo traci także sektor lotniczy. Prognozowanie względem rodzimego rynku jest utrudnione również ze względu na fakt, że nasz kraj nie został objęty badaniami OECD. Organizacja o takie badania pokusiła się na przykładzie Italii, a z raportów wynika, że olbrzymia liczba zachorowań nie obniży wskaźników gospodarczych, choć z drugiej strony odbiera nadzieje na jakikolwiek wzrost w roku 2020. Podstawowym kryterium ekonomicznym pozostaje skala rozprzestrzeniania się epidemii w poszczególnych obszarach kraju. Skutki gospodarcze mogą być wyraźnie odczuwalne w momencie w którym skażenie dotknie ośrodków uprzemysłowionych, a za taki uznajemy m.in. Śląsk. Zakładając, że liczba osób zarażonych wzrośnie w najbliższych dniach drastycznie – konsekwencje gospodarcze krajów takich jak Grecja, Hiszpania, czy wspomniane Włochy nie powinny powtórzyć się w naszych realiach. Wszystko za sprawą dużego udziału sektora turystycznego w krajowym PKB. W państwach zachodnich udział ten oscyluje w granicach kilkunastu procent.
Wpływ na kondycję rodzimej gospodarki będą miały potencjalne ruchy polityczne. Eksperci z Departamentu Analiz Ekonomicznych NBP podkreślają, że scenariusz prognostyczny na ten czas zakłada obniżenie wzrostu gospodarczego oraz wzrost inflacji o charakterze przejściowym, w dalszym horyzoncie – jej spadek. Tu warto podkreślić, że jest to scenariusz ledwie bazowy z którego wynika, że inflacja konsumencka osiągnie wartość 3.7%. Należy dodać, że choć wpływ koronawirusa na prognozy jest zasadny, to znaczenie mają również wątki oboczne w postaci podwyżek cen energii oraz warunki meteorologiczne. Minimalny wpływ może mieć też świńska grypa, choć do zasięgów obecnej epidemii wciąż jej daleko.