Partnerzy

Wyszukiwarka

Lifestyle
Historia z epidemią w tle

Epidemie dziesiątkowały nasz kraj na przestrzeni setek lat. Większość z nich miała charakter globalny, a zatem ich obecność w granicach Polski była nieunikniona. Ciekawostkę stanowi fakt, że poszczególne pandemie obchodziły się z rodzimym społeczeństwem łagodnie. Które z chorób odcisnęły największy ślad na ziemiach polskich? Przykładem takiej epidemii była z pewnością dżuma, która dotarła do Polski […]

Redakcja
2020-03-20
6 minut czytania

Epidemie dziesiątkowały nasz kraj na przestrzeni setek lat. Większość z nich miała charakter globalny, a zatem ich obecność w granicach Polski była nieunikniona. Ciekawostkę stanowi fakt, że poszczególne pandemie obchodziły się z rodzimym społeczeństwem łagodnie. Które z chorób odcisnęły największy ślad na ziemiach polskich?

Przykładem takiej epidemii była z pewnością dżuma, która dotarła do Polski w XIV wieku. Żniwo historycznego schorzenia w przypadku obszaru Europy Środkowej nie było jednak nad wyraz okazałe. Dżuma mimo niewielkich zbiorów pozostała niezrażona i przedzierała się przez nasze zasieki jeszcze wielokrotnie przez kolejne stulecia. Z danych wynika, iż w latach 1500-1750 na ziemiach krakowskich odnotowano wystąpienie 92 pandemii – to największa liczba chorób nawiedzających lokalne społeczeństwa spośród pozostałych obszarów kraju. Jedynym ratunkiem dla nieświadomych krajan była ucieczka przed niewidzialnym wrogiem. Badacze ograniczali się do łagodzenia objawów oraz zdolności przewidywania następstw, nierzadko popartych gusłami. I tak na ten przykład Piotr Umiastowski – medyk, który zdobywał praktyki naukowe w Bolonii dopatrywał się zwiastunów nadejścia dżumy we wzmożonym występowaniu liczby żab oraz seryjnym zdychaniu psów pojonych zaranną rosą. Epidemia dżumy na przestrzeni wieków zebrała ze sobą mnóstwo ofiar. W cyklach czteroletnich w największych miastach Europy Środkowej liczba zgonów spowodowanych dżumą oscylowała w granicach 100 tysięcy, a zatem 35% ówczesnej populacji. Epidemia zaczęła zanikać w XIX wieku, ale jej ograniczone występowanie nikogo nie cieszyło. Na horyzoncie pojawił się kolejny – nieznany dotąd wróg, czyli cholera. W myśl zasady – łatwiej walczyć z wrogiem, którego możliwości znamy, nadejście nowej epidemii niosło ze sobą rewolucję liczoną w kolejnych setkach tysięcy ofiar.

Obraz pt. „Przedwczesny pogrzeb” autorstwa Antoine Wiertza – 1854 rok

O cholera!

Biegunka, wymioty, plamy na ciele i wyraźny spadek wagi – to pierwsze objawy cholery, które znamy z lakonicznych depesz europejskich kupców podróżujących do Indii oraz Azji w latach 20’ XIX wieku. Epidemia w sposób powolny, ale konsekwentny rozprzestrzeniała się na coraz to kolejnych lądach, by finalnie w 1830 roku dotrzeć do Moskwy. Co ciekawe Europejczycy z zachodniej części Starego Kontynentu bagatelizowali egzotyczne schorzenie. Takie podejście było charakterystyczne dla francuskiej arystokracji, która do pewnego momentu była przekonana o tym, że cholera dotyka wyłącznie najniższe kręgi społeczne. Zaledwie rok po nadejściu pandemii w granice Europy życie na jej skutek utracili najwięksi – z Heglem na czele. Dotychczas przyczyną sporów pozostaje śmierć Adama Mickiewicza, który w opinii szerokiego grona badaczy był ofiarą jednej z fal epidemii. Wieszcz zmarł w 1855 roku w Stambule.

Ofiary cholery przed i po zarażeniu

Pomimo paskudnych objawów i ogromnej liczby ofiar – rozwój medycyny przyczynił się do zmniejszenia liczby śmiertelności spowodowanej chorobą. Wszystko za sprawą Johna Snow’a – brytyjskiego naukowca, który sprzeciwił się teorii występowania cholery na skutek tak zwanego złego powietrza. Badacz na podstawie prowadzonego śledztwa dotarł do wniosku z którego wynikało, że źródłem zarażeń jest (nomen omen!) zatruta studnia. Dowody opublikowane przez londyńskiego naukowca pociągnęły za sobą ogromne zmiany architektoniczne i urbanistyczne. Były także krokiem milowym w drodze do pokonania epidemii. Cholera dotarła do Polski w 1831 roku na skutek obecności rosyjskich żołnierzy, którzy krwawo tłumili powstanie listopadowe i bezkrwawo rozprzestrzeniali niewidzialną epidemię na naszych ziemiach. Co ciekawe – pandemia nie zebrała szerokiego żniwa ofiar na terenach „kongresówki”. Największa śmiertelność spadła na ziemie galicyjskie. Ze statystyk (szczątkowych i niedbałych) wynika, iż śmierć w owym czasie poniosło około 150 tysięcy osób. Skąd tak wysoka śmiertelność w obszarze terenów galicyjskich? To skutek złych warunków higienicznych z którymi ludność tychże ziem borykała się od dawna. Jest to jedna z głównych przyczyn szerzenia się epidemii.

Gorączka obozowa i polskie rewolucje

Tadeusz Browicz – to nazwisko, które rzadko pada na kartach literatury historycznej, a szkoda, bowiem jest to lekarz, który w 1874 roku w śledzionie zmarłego pacjenta odkrył pałeczkę duru brzusznego „Salmonella Typhi”. Rewolucyjne odkrycie Profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego pozwoliło odróżnić cholerę od tyfusa, a w dalszej perspektywie – znaleźć rozwiązanie pozwalające ograniczyć występowanie „choroby brudnych rąk”. Objawy obu tych schorzeń były bliźniaczo podobne, choć tyfus wyróżniał jeden ze skutków, a mianowicie – majaczenie. Historycy twierdzą, że to właśnie tyfus był bezpośrednią przyczyną odwrotu wojsk napoleońskich z Rosji. W opinii badaczy śmierć w wyniku owej epidemii poniosło wówczas 400 tysięcy żołnierzy, zaś liczbę ofiar na Starym Kontynencie szasuje się w milionach. W latach 20’ minionego wieku twórcą szczepionki przeciwtyfusowej był polski biolog związany Uniwersytetem Lwowskim – Rudolf Weigl, którego dzieło przetrwało z pozytywnym skutkiem do momentu wynalezienia antybiotyku. A skoro przeszliśmy już do minionego wieku, warto skupić się na kwestii wirusa, którego potocznie nazywamy „hiszpanką”.

Przemysł trumienny i hiszpański front

Grypa zwana „hiszpanką” jest często pomijana przez historyków z niewiadomych względów. Obok „czarnej śmierci” zajmuje niechlubnie wysokie miejsce w annałach chorób epidemicznych. W jej wyniku śmierć poniosło blisko 100 milionów osób z wszelkich zakątków globu. Początki pandemii przypadają na rok 1918, a zatem zakończenie pierwszego światowego konfliktu. Śmiercionośna grypa zaatakowała wszystkie kontynenty – również nasz kraj. W 1918 roku krakowskie pismo „Głos Narodu” opublikowało wstrząsający materiał z powiatu sokalskiego. Autor artykułu z 22 października informuje :

 

Stolarze po wsiach i miasteczkach nie robią nic innego, tylko trumny. Choroba tak wycieńcza ludność, że staje się na długi czas niezdolną do pracy. Cierpi na tym ogromnie gospodarka na roli. Nie kopie się ziemniaków, które wkrótce zaczną gnić, nie uprawia się roli pod zasiew oziminy.

Lawina pogrzebów spowodowana grypą skutkowała skróconym obrządkiem

Z biegiem tygodni jedynym sektorem, który bogaci się na dynamicznie rozprzestrzeniającej się grypie jest regionalny przemysł stolarski, który lokuje  swe siły w konstruowanie oraz produkcję trumien. Oblężenie usługowe przeżywali również przedstawiciele duchowieństwa, i tak np. w parafii Krużlowa odbywało się kilka pogrzebów dziennie. Raporty statystyczne związane z poziomem śmiertelności w Polsce w okresie dwóch lat trwania pandemii zostały najprawdopodobniej zniszczone podczas II wojny światowej. Jedynym dokumentem w którym można napotkać wzmiankę na temat „hiszpanki” jest zbiór statystyk Wydziału Statystycznego Magistratu w Warszawie, który informuje nas o liczbie 1189 zgonów w mieście stołecznym spowodowanych  ową grypą. Pozostaje mieć nadzieję, że skala COVID-19 nie zapisze się w negatywnych zestawieniach historii epidemii, a będzie wyłącznie ciekawym wątkiem dla potomnych.

Reklama na portalu expressbiznesu.plReklama na portalu expressbiznesu.pl