Partnerzy

Wyszukiwarka

Biznes
Ciężka praca jest czymś wyjątkowym

Robert Mielżyński – enolog, właściciel firmy Mielżyński Wine Spirits Specialities, do której należą cztery lokale łączące w sobie bar, restaurację i sklep z winami. Mieszczą się w Warszawie, Poznaniu i Gdańsku. Człowiek uzależniony od wina! Przewrotnie zapytam, jest Pan uzależniony… od wina?  Tak, jeśli chodzi o całe pojęcie wina, jestem uzależniony! Od historii wina, kultury, która się z nią wiąże a zatem religia, rolnictwo, […]

Redakcja
2022-11-30
8 minut czytania

Robert Mielżyński – enolog, właściciel firmy Mielżyński Wine Spirits Specialities, do której należą cztery lokale łączące w sobie bar, restaurację i sklep z winami. Mieszczą się w Warszawie, Poznaniu i Gdańsku. Człowiek uzależniony od wina!

Przewrotnie zapytam, jest Pan uzależniony… od wina? 

Tak, jeśli chodzi o całe pojęcie wina, jestem uzależniony! Od historii wina, kultury, która się z nią wiąże a zatem religia, rolnictwo, architektura, projekt, metody produkcji, branża i ekonomia wina i oczywiście smak oraz to jak pasuje do wielu dań. To wyjątkowa praca.

Dlaczego zakochujemy się w winie? 

Wino jest tak zróżnicowane i historycznie wspaniałe, że nie ma osoby, która nie polubiłaby branży winnej i przyjemności płynącej z produktu, a także wszystkiego co się z nim wiąże.

Rodzice, którzy po wojnie musieli wyjechać na emigrację, dzisiaj mieszkają w Kanadzie. Pan zdecydował się prawie 19 lat temu otworzyć biznes w Polsce. Dlaczego? 

Po pierwsze, skąd wziął się pomysł powrotu do Polski? Przede wszystkim po to, żeby uchronić przed zapomnieniem historię mojej rodziny, a co za tym idzie, przyszłą kulturę oraz przyszłe losy naszych rodzin. Po drugie, wierzę, że każdy byłby w stanie wprowadzać w życie swoje pomysły w Polsce. Niezależnie od naszego wieku, możemy kreować i rozwijać rynek. I wreszcie po trzecie, to zwyczajnie przyjemne być w Polsce, chadzać tymi samymi ścieżkami, którymi chadzali członkowie mojej rodziny. Tyle można tu robić. Na przykład, wrześniową porą uprawiać Nordic walking, pokonując 20/30 km wzdłuż Morza Bałtyckiego, a później do niego wskoczyć. Tutejsze plaże są wspaniałe.

Powiedział Pan, że branża winna wymusza ciągłe podnoszenie kwalifikacji. Inaczej praca nie ma sensu. Czym jest dla Pana praca? 

No więc praca… Z wykształcenia jestem enologiem, winogrodnikiem i specjalistą od sprzedaży wina. Myślę, że trzeba znać się na biznesie oraz mieć pewne doświadczenie, żeby odnieść sukces. Ważna jest nie tylko sprzedaż, ale również dbanie o interesy klientów, a także zapewnienie im rozrywki. Nie chodzi o to, że boję się ubrudzić sobie ręce! I oczywiście, ciężka praca od momentu produkcji wina aż po moment trafienia butelki na stół klienta jest czymś wyjątkowym, ale trzeba również wiedzieć jak podawać wino!

Zapach whisky, kartony, butelki w gabinecie Pana ojca. Czy tak właśnie rodziła się miłość do alkoholu, wina?

Jeśli ktoś był w gabinecie mojego ojca, prawdopodobnie przywołałby te same wspomnienia. Wciąż pamiętam jego uśmiech, gościnność, opowieści i, tak, aromaty i zapachy unoszące się w jego gabinecie czuję do dziś.

Niewątpliwie Pańskie życie przepełnione jest pasją. Jaka jest recepta na to, aby przerodziła się ona w pracę? 

Lubię taki styl życia, podobnie jak wielu moich przyjaciół i współpracowników. Jeśli dorastało się i kształciło w branży winnej, ten styl życia od początku jest wpisany do życiorysu. To jest prawdziwa pasja, a oprócz tego praca.

Jak dzisiaj wygląda dzień Roberta Mielżyńskiego? Czy ciągle spędza Pan w pracy dużo więcej czasu niż tradycyjne osiem godzin?

Trochę się zmieniło. Kiedy rozkręcałem biznes, spędzałem 24 godziny na dobę w biurze albo w naszych sklepowych magazynach win. Szaleństwo! Dziś mam już świetny zespół pracowników, a mimo to przychodzę rano, może nie aż tak wcześnie, ale też zostaję dłużej z klientami, obsługą, sprzedawcami oraz personelem kuchni. Wspólnie z moim zespołem podejmujemy decyzje, zarządzamy i staramy się rozwijać „Wyroby Winiarskie Mielżyński” – tak to robimy w naszym lokalu w budynku dawnej remizy Stoczni Cesarskiej w Gdańsku.

Co sprawia, że ludzie tak chętnie odwiedzają, a następnie wracają do pańskich lokali?

Smaki i zakupy! Nasza doskonała kuchnia i obsługa, a także sama degustacja win na miejscu. Później doświadczenie związane z kupowaniem, przyjemność płynąca z nabycia wina i zabrania go do domu. Klienci doświadczą u nas zakupów, obsługi i często również profesjonalnej porady.

Wyjątkowość naszych lokali tkwi też w lokalizacji, a jedną z nich jest właśnie budynek dawnej remizy w Stoczni Gdańskiej. Tak więc wino, jedzenie oraz radość z kupowania sprawia, że ludzie wracają po więcej!

Ważny jest student i dwie babcie. To Pańskie słowa. Oczywistą oczywistością jest powiedzenie, że klient to nasz pan. Gdyby jednak miał Pan rozwinąć to powiedzenie, zdradzić kim dla Pana jest klient, to co byśmy usłyszeli? 

Naszym pierwszym klientem była matka, która właśnie urodziła syna, a było to 18 lat temu! Otrzymała od nas butelkę musującego wina. Wraz z rodziną, jest ona naszą klientką od tamtego czasu. Co więcej, jej syn, już pełnoletni, również zna nasze wyroby. Wiele naszych pierwszych win trafiało do ludzi jako podarunki, a później oni stali się naszymi klientami. Od tamtego czasu nasza klientela znacznie się powiększyła i ciągle się powiększa. Oczywiście lokalni klienci z Trójmiasta są dla nas tak samo ważni jak klienci biznesowi.

Gdzie Pana zdaniem robią najlepsze wina w Europie? 

Dzisiaj można posmakować dobrego wina niemal we wszystkich obszarach Europy, a to dlatego, że młode pokolenie, które uczyło się od rodziców czy dziadków, zajmuje się teraz produkcją wyśmienitych win. Jednak ja wciąż pozostaję wierny klasycznym regionom, jak: Bordeaux, Burgundia, Piemont, Rioja czy Tokaj. Europejskie wina są kopalnią niesamowitych doświadczeń degustacyjnych, proszę mi wierzyć, zarówno te bardziej przystępne cenowo, jak i te kosztowniejsze.

Jakie ma Pan zdanie na temat polskich win? Jakie wina poleciłby Pan na świąteczny stół lub prezent pod choinkę? 

Dlaczego polskie wina? A dlaczego nie? Warto jednak pamiętać, by nie powstawały z synkretycznej mieszanki, a z odmian szlachetnej winorośli, tzw. Vitis vinifera (tłum. Winorośl właściwa), z których korzystają najlepsi producenci win. Białe wina, jak: Riesling, Chardonnay czy Pinot Blanc muszą mieć w sobie mineralność, odpowiednią cierpkość po to, żeby pasowały do jedzenia, a wtedy będą idealnym elementem na świątecznym stole.

Dużo Pan podróżuje. Czy można powiedzieć, że jeśli Pan podczas podróży nie odwiedzi winnicy, to jest ona niekompletna? 

Nie zawsze, ale faktycznie zwykle podróżując odwiedzam winiarnie. Podróżując autem zazwyczaj zabieram rower lub narty, co daje mi większe możliwości. Dzięki temu, zwłaszcza na rowerze, mogę dokładnie zwiedzić region, dowiedzieć się o nim czegoś więcej.

Po Warszawie i Poznaniu zdecydował się Pan otworzyć restaurację i sklep z winami, także w Gdańsku. Co zdecydowało o wyborze tej lokalizacji? 

Lokalizacja właśnie! Historia Stoczni Gdańskiej oraz Solidarności, z której słynie to miejsce. Ważny jest również dynamiczny rozwój tej części Gdańska oraz fakt, że mieszkańcy miasta i okolic mogą nas odwiedzać dojeżdżając samochodem, rowerem lub przychodząc na piechotę. Nowoczesne inwestycje deweloperskie obok historycznego budynku remizy wraz ze wspaniałymi mieszkańcami tego regionu tworzą klimat idealny. Muszę przyznać, że mieszkańcy Trójmiasta są bardzo zrelaksowani i można się z nimi świetnie bawić. To chyba sprawka morza…

W bagażniku samochodu wozi Pan narty i rower. Która forma aktywności jest Panu bliższa i czy lubi Pan duże prędkości? 

Zdecydowanie rower! Rower pozwala poruszać się wszędzie, niemal bez przeszkód. Natomiast odwiedzając producentów win w Austrii, Francji czy we Włoszech, szukam nowych doznań na nartach, przemierzając bardziej górzyste tereny. Jeśli chodzi o prędkość, wolę szybką jazdę na rowerze niż autem, ale przede wszystkim uwielbiam szybkie zjazdy na nartach, oczywiście wszystko w granicach rozsądku.

Jak jeszcze Pan się regeneruje?

Najchętniej z rodziną na Mazurach. Uwielbiam też uprawiać Nordic walking albo jogging wzdłuż Morza Bałtyckiego. A poza tym regeneruję się oczywiście przy dobrym obiedzie z wyśmienitym winem!

O czym Pan marzy? 

Na początek o tym, żeby nasz lokal stał się pierwszym wyborem mieszkańców Gdańska i okolic, kiedy chcą zjeść na mieście. Jeśli chodzi o rozwój interesu, mam nadzieję stworzyć więcej takich lokali, jak ten w budynku dawnej remizy.

TEKST: Dawid Majakowski ZDJĘCIE: mat. prasowe

Reklama na portalu expressbiznesu.plReklama na portalu expressbiznesu.pl