Partnerzy

Wyszukiwarka

Felietony
Publiczne deprecjonowanie i lekceważenie przemocą

Jeden miesiąc i sporo bulwersujących zdarzeń, które już w założeniu miały deprecjonować kobiety. Nie obroniły się, bo nie miały szans, pomimo przyjęcia dobrych postaw, unikania wchodzenia w konflikt i jego eskalacji.

Jolanta Szydłowska
2024-04-29
3 minuty czytania

Jeden miesiąc i sporo bulwersujących zdarzeń, które już w założeniu miały deprecjonować kobiety. Nie obroniły się, bo nie miały szans, pomimo przyjęcia dobrych postaw, unikania wchodzenia w konflikt i jego eskalacji.

Powie ktoś, że to są postawy słuszne z uwagi na to, że chroniły uczestników wydarzeń przed uczuciem zażenowania (które może jednak by się przydało) i miały zapewnić wszystkim komfort związany z brakiem napięć. Piszę o publicznych debatach i sytuacjach, które nie powinny mieć miejsca, na które nigdy nie powinno być naszej zgody. Mam na myśli zachowania, na które wszyscy powinniśmy reagować.

Zmiana debaty w nieodpowiednie sytuacje

Pierwsza sytuacja dotyczy zmiany merytorycznej debaty w słowną przepychankę poprzez dobór osób i konstrukcję spotkania. To brak możliwości wycofania się z udziału w spotkaniu, którego konstrukcja wskazywała na celowe dążenie do zdeprecjonowania kobiet przez wykorzystanie pewnych osobowościowych cech, mających „podbić” wrażenie stereotypowo „negatywnych cech płci”.

Druga sytuacja była związana ze spotkaniem, podczas którego prowadzący rozmowę z dwojgiem gości zwraca się do kobiety zdrobniałym imieniem, a do mężczyzny pełnym tytułem naukowym. Chwilę później przerywa kobiecie, tłumacząc się dyscypliną czasową, a mężczyźnie zadaje kolejne 9 pytań bez czasowego limitu wypowiedzi. Przez całe spotkanie prowadzi rozmowę z mężczyzną, w rezultacie ograniczając udział kobiety do odpowiedzi w proporcjach 1 na 10 pytań.

Nie byłam świadkiem kolejnej sytuacji, ale opowiadało mi o niej kilka osób. Współorganizatorce i prowadzącej debatę z zaproszonymi gośćmi głos odbiera szef organizacji, której logo widnieje na zapraszającym na wydarzenie plakacie. Czas już kończyć – przerywa dyskusję, choć do zaplanowanego godzinowo końca jeszcze daleko.

To nie są odosobnione przypadki. Obserwuję, słucham i często jestem uczestniczką takich zdarzeń. Zauważam, że post factum przynajmniej kilka osób nachodzi refleksja. Zastanawiają się, czy i jak mogły zareagować. To, o czym piszę, jest przemocą i tu jest więcej ofiar.  Doświadczają jej również obserwatorzy oraz postronni świadkowie.

Przestrzeń do reakcji

Możemy zareagować w różny sposób np. przekazać organizatorom spostrzeżenia oraz sprzeciw. Wesprzeć osoby, które doświadczyły tego rodzaju przemocy. Dać świadectwo tego, co widziałyśmy/widzieliśmy. Idąc dalej, nie powierzać prowadzenia spotkań, moderacji, wystąpień osobom dopuszczającym się zachowań opisanych wyżej. Można uważniej dobierać miejsca i osoby, które wspieramy i legitymizujemy własną obecnością. Publiczne upokarzanie, lekceważenie czy deprecjonowanie dotyczy kobiet i mężczyzn. Zastanówmy się, komu chcemy się kłaniać i pochlebiać. Czy chcemy wspierać przemocowców tylko dlatego, że są znani, mają mocną pozycję i wpływy czy naukowy tytuł? Po prostu możemy ich opuścić.

Reklama na portalu expressbiznesu.plReklama na portalu expressbiznesu.pl