Sztuczna inteligencja to nieustająco temat dyżurny. Dlatego znów do niego wracam, ale z trochę odwrotnej strony.
Sztuczna inteligencja to nieustająco temat dyżurny. Dlatego znów do niego wracam, ale z trochę odwrotnej strony.
Sztuczna inteligencja to nieustająco temat dyżurny. Dlatego znów do niego wracam, ale z trochę odwrotnej strony.
O ile strona może być „trochę odwrotna”. Otóż, panuje powszechne i głębokie przekonanie, że postęp technologiczny w AI jest nieuchronny oraz nieubłagany. Cieszymy się, że rozwój etc, ale z drugiej strony ogromnie boimy się o utratę nad nim kontroli. AI widzi nam się jako potwór doktora Frankensteina, nieświadomie stworzony po to, by czynić zło i na koniec zabić własnego twórcę, jak cywilizacja, która zniszczyła nam klimat oraz środowisko.
Boimy się utraty miejsc pracy. Nowe technologie i tak zastępują już w dużej mierze człowieka, pracują szybciej, precyzyjniej szczególnie tam, gdzie jest pewna powtarzalność. Do tego podobno popełniają mniej błędów. „Błąd ludzki” – mówi się często o naszych „wpadkach” jako usprawiedliwienie. Człowieczeństwo nie jest nieomylne, ludzką sprawą jest błądzić, plątać się i mylić.
Ostatnio przywoływałam wykład profesora Wodzisława Ducha z szokującą tezą, że AI uczy się szybko, już także ludzkich emocji. Umie odczytywać nasze reakcje, język ciała… A jeśli nawet jeszcze nie umie, to szybko się nauczy.
Lęk przed utratą miejsc pracy jest uzasadniony w przypadku państw wysokorozwiniętych, których gospodarka oparta jest na wiedzy i technologiach. W zakątkach świata, gdzie ważna jest głównie praca rąk ludzkich w tzw. „montowniach”, możemy być jako tako jeszcze spokojni.
Jednak ostatnio nabrałam optymizmu co nowych lub nowych/starych możliwości zawodowych. Pojawią się nowe zawody, nowe zajęcia i będą potrzebne nowe specjalizacje. Coraz częściej w rozmowach pojawia się śmiałe pytanie, po co uczyć dzieci języków obcych wobec perspektywy translatorów. W perspektywie nauczyciele lingwiści stracą zajęcie… Chyba nie tak szybko.
To przecież tak jak z GPS, który oducza ludzi posługiwania się wyobraźnią przestrzenną. Oczywiście pada argument, że nauka języków to nie wyłącznie problem komunikacji, ale poszerzania horyzontów, nauka myślenia abstrakcyjnego, elastycznego przesuwania znaczeń i konstrukcji, po prostu sposobu myślenia.
Moje rodzinne dziecko dostało opinię sporządzona przez kanadyjskiego wychowawcę, przełożoną na język polski komputerowo. Oj, AI się nie popisała. Tu wietrzę ogromną przestrzeń dla niemal zapomnianego zawodu – profesjonalnego redaktora. Obserwując media, miałam wrażenie, że to zawód w zaniku. Przekłady instrukcji obsługi różnych urządzeń i inne coraz częściej występujące w przestrzeni medialnej tłumaczenia uświadomiły mi, że redaktor jest potrzebny do tłumaczenia z polskiego na polski. Choćby po to, żeby było wiadomo, o co chodzi. Tu już nie mówimy o warstwach literackich przekładu, ale o zwykłym, zrozumieniu tekstu. Kłaniam się zatem nisko prawdziwym redaktorom, w tym Panu Piotrowi, redaktorowi niniejszego tekstu i całego wydania Expressu Biznesu w uznaniu ludzkich kompetencji. Jeszcze długo będzie Pan niezastąpiony.