Na jednych wpływają kojąco, innych inspirują do działania. Znajdziemy je w świecie wielkiej polityki w Brukseli, jak i w zaciszu domowym w Kolonii. Pełne barw oraz emocji obrazy Genca Mulhaxhy, młodego malarza tworzącego w Szwajcarii, wreszcie trafią też do Gdańska.
Redakcja
2025-02-06
4 minuty czytania
Na jednych wpływają kojąco, innych inspirują do działania. Znajdziemy je w świecie wielkiej polityki w Brukseli, jak i w zaciszu domowym w Kolonii. Pełne barw oraz emocji obrazy Genca Mulhaxhy, młodego malarza tworzącego w Szwajcarii, wreszcie trafią też do Gdańska.
Od niedawna mieszkasz w Sankt Gallen. Co przyciągnęło Cię tam z Nadrenii Północnej-Westfalii?
Może zabrzmi to dziwnie, jak na te czasy, ale przyciągnęła mnie tam biblioteka. To jedna z najstarszych bibliotek klasztornych na świecie. Jest znana ze swych bogatych zbiorów i wyjątkowego wnętrza w stylu rokoko. Dużą część życia spędzamy na konsumpcji, otoczeni spersonalizowanymi reklamami, internetowymi zakupami. Nasze szuflady zapełniają się coraz większą liczbą ładowarek, a telefony zapychają się od zdjęć, które z kolei zapychają pamięć telefonów bliskich. Nasze życie przypomina kołowrotek, chcemy więcej i szybciej, natychmiast. Dlatego podejmuję ten temat w mojej twórczości. Gdy czuję, że świat kreowany przez media otacza mnie aż zanadto, idę do Biblioteki opactwa św. Galla i odnajduję w niej spokój. Właśnie tam powstają moje pomysły.
W filmie Akiry Kurosawy pt. Sierpniowa rapsodia brat bohaterki malował wciąż ten sam motyw oka, próbując przepracować traumę. Czy pojawiające się często na Twoich obrazach oko też jest rodzajem autoterapii?
Każdy mój obraz jest pełen znaczeń i oko rzeczywiście również nie pojawia się na nim przypadkowo. W momencie malowania patrzę na siebie oraz na świat inaczej, specjalnym okiem. Chcę utrwalić przeżycia, które gromadzą się w sercu. Moja twórczość jest zapatrzeniem się w głąb siebie, ale też spojrzeniem, często krytycznym, nierzadko z poczuciem humoru, na to, co nas otacza, na przykład relacje międzyludzkie.
Jakie relacje są dla Ciebie najbardziej inspirujące?
Miłość. Ona jest wszystkim. Właśnie o miłości był film, w którym pierwszy raz zwróciłem uwagę na Gdańsk. Kiedyś przypadkowo trafiłem na scenę z Do widzenia, do jutra Janusza Morgensterna. Dwa cienie poruszają się tam na oświetlonej słońcem ścianie. Chłopak i dziewczyna idą obok siebie. Mimo że po prostu tylko idą oraz widać jedynie zarysy ich postaci, wiemy, że coś ich łączy. Ich mowa ciała, zbliżanie się i oddalanie, na końcu wzięcie się za ręce, mówią tak wiele. Dzięki tej scenie po raz pierwszy usłyszałem genialną muzykę Krzysztofa Komedy i od tej pory lubię jej słuchać, gdy maluję.
To ciekawe, że właśnie w taki sposób zainteresowałeś się Gdańskiem.
Jest jeszcze drugi powód, dla którego chcę odwiedzić to miasto. Moim marzeniem jest zobaczyć Sąd Ostateczny Hansa Memlinga. Pokochałem twórczość tego artysty, od kiedy odwiedziłem Brugię, gdzie znajduje się jego muzeum. Poznając losy Memlinga, dotarłem do ciekawej historii gdańskiego obrazu. Sąd Ostateczny spotkało wiele przygód, kilka razy go rabowano, najpierw trafił do Kościoła Mariackiego, potem do Luwru, do Turyngii, do Ermitażu, by wreszcie powrócić do Gdańska i znaleźć własne miejsce w Muzeum Narodowym. Teraz ma czas ciszy oraz spokoju. Podczas trwania mojej wystawy w Galerii Sztuki Glaza Design chcę stanąć z nim oko w oko, a potem zwiedzić to miasto, na którego murach przechadzają się cienie zakochanych.
Room 1 (Minutes before midnight), 14,8 x 21cm, Micro pigment ink on paper
Room 11 (Eye contact), 14,8 x 21cm, Micro pigment ink on paper