Partnerzy

Wyszukiwarka

Biznes
Gen przedsiębiorczości z pokolenia na pokolenie

Z prezesem zarządu INFRACORR SP. Z.O.O Zbigniewem Borkowskim oraz dyrektorem handlowym Joanną Borkowską, rozmawia Zdzisława Mochnacz. Jaki jest INFRACORR w roku Jubileuszu XXXV lecia? Z.B: INFRACORR to firma innowacyjno-wdrożeniowa o długiej i bogatej tradycji, znana głównie w branży ciepłowniczej. Miniony rok był najlepszy w ostatniej dekadzie. W kooperacji z naszymi partnerami i dostawcami zbudowaliśmy kilkanaście […]

Redakcja
2019-02-05
13 minut czytania

Z prezesem zarządu INFRACORR SP. Z.O.O Zbigniewem Borkowskim oraz dyrektorem handlowym Joanną Borkowską, rozmawia Zdzisława Mochnacz.

Jaki jest INFRACORR w roku Jubileuszu XXXV lecia?

Z.B: INFRACORR to firma innowacyjno-wdrożeniowa o długiej i bogatej tradycji, znana głównie w branży ciepłowniczej. Miniony rok był najlepszy w ostatniej dekadzie. W kooperacji z naszymi partnerami i dostawcami zbudowaliśmy kilkanaście kilometrów preizolowanych sieci ciepłowniczych w kilku miejscowościach w Polsce i wyprodukowaliśmy kilkaset węzłów cieplnych ogrzewających domy. Zrealizowaliśmy wiele dostaw inwestorskich armatury ciepłowniczej i naszych wyrobów do przedsiębiorstw energetyki cieplnej, a także dla deweloperów. Prowadziliśmy prace badawcze we własnym Laboratorium Generacji Rozproszonej nad typoszeregiem kogeneratorów małej mocy. Aby dotrwać do kolejnych jubileuszy mamy wszystko co jest potrzebne:  historię opisaną w czterech tomach kronik, która jest inspiracją w drodze z przeszłości ku przyszłości, od zawsze dobre wyniki gospodarcze, własne zaplecze biurowe, badawcze i produkcyjne. Mamy już trzecie pokolenie wspaniałych pracowników, wyjątkowego patrona i dużo optymizmu na przyszłość, ale przede wszystkim mamy klientów zadowolonych ze współpracy z nami zarówno w Polsce, jak i zagranicą, którym w roku jubileuszu szczególnie dziękuję.

Czy zakładając INFRACORR w 1984 roku myślał Pan, że firma będzie kiedyś obchodziła tak wspaniały jubileusz?

Z.B: Na początku, zapewne tak jak każdy młody człowiek, nie myślałem o odległej przyszłości. Jednakże po kilku latach prezesowania odkryłem powołanie i przekonanie, że chciałbym robić to zawsze.

Skąd to przekonanie?

Z.B: Bycie właścicielem firmy, pozostanie jej liderem, daje poczucie wolności i jest niebywałą przygodą z dużą dawką adrenaliny.

Na czym polega ten rodzaj wolności?

Z.B: Na spełnianiu marzeń! Moje marzenia stawały się celami firmy, bo zawsze przypisywałem im termin realizacji.

Które z Pana marzeń się nie spełniły lub termin ich realizacji upłynął?

Z.B: Po 35 latach mogę powiedzieć, że nie pamiętam takich, albo pamięć o nich po prostu wyparłem.

Na jakim fundamencie powstała firma i czym chroniona była od zagrożeń, które zapewne się pojawiały?

Z.B: Firma powstała bez kapitału założycielskiego, bez pieniędzy. Fundamentem była wiedza i to wiedza techniczna. Trwanie w zrównoważonym rozwoju opartym na wiedzy sprawdziło się jako najlepszy sposób na długowieczność.
Sens tego stwierdzenia odnajdujemy już w nazwie firmy INFRACORR. Etymologia nazwy wywodzi się od technologii ochrony infrastruktury miejskiej przed korozją. W nazwie jest końcówka „corr”, która jest częścią angielskiego słowa corrosion (korozja). Sprytnie użyliśmy angielskiego słowa, wówczas „kor” kojarzył się z Klubem Oficerów Rezerwy lub Komitetem Obrony Robotników, a chcieliśmy uniknąć takich skojarzeń, więc powstała nazwa INFRACORR.
W pierwszym okresie oparliśmy rozwój firmy na licencjach pozyskanych m.in. od Politechniki Gdańskiej, Politechniki Warszawskiej, OPEC Gdynia, oraz na badaniach i patentach własnych. Przez 35 lat INFRACORR był i jest firmą innowacyjno-wdrożeniową zatrudniającą głównie inżynierów i korzystającą skutecznie ze zdobyczy nauki i techniki. Firma zawsze jest związana z jedną branżą tj. energetyką cieplną. To pierwsza odpowiedź na pytanie o sposób uniknięcia zagrożeń.
Po drugie: Byliśmy pionierami w stosowaniu obecnie wielu znanych w ciepłownictwie urządzeń i systemów, niektóre z nich opracowaliśmy i wdrażaliśmy sami, inne transferowaliśmy do Polski z zagranicy. Możemy tu wymienić nasze rozwiązania dotyczące regulacji hydraulicznej miejskich systemów ciepłowniczych przy pomocy tzw. „kryzy Kuplickiego”, systemy magnetycznego uzdatniania wody popularne do dziś magnetyzery, odmulacze siatkowo-inercyjne i hydrocyklonowe, obecnie kompaktowe węzły cieplne, systemy zarządzania energią, kogeneratory małej mocy i systemy generacji rozproszonej. Nasz główny udział w transferze światowych rozwiązań dla ciepłownictwa, to wkład w rozwój sieci ciepłowniczych preizolowanych, byliśmy pierwszą w Polsce firmą, która na początku lat 90-tych importowała do Polski technologię preizolowaną LOGSTOR z Danii. To był wielki transfer „know – how”
Po uwolnieniu rynku przez 20 pierwszych lat byliśmy liderem branży zdobywając liczne trofea w tym Złoty Medal MTP (w 1990r. razem z Volvo i Lego). Mamy gablotę pełną wyróżnień, dyplomów i medali. W 2018r. otrzymaliśmy prestiżową nagrodę „Zielonego Feniksa” za osiągnięcia we wdrażaniu rozwiązań i technologii ekoenergetyki. Zawsze byliśmy na fali innowacji.
No i trzecia odpowiedź-biznesowa. Nie dokonywaliśmy transakcji zbyt ryzykownych, które istotnie przekraczały kapitał własny firmy. Płaciliśmy podatki, a zyski firmy były głównie przekazywane na kapitał zapasowy lub wydawane na badania nad nowymi produktami, lub przeznaczane na kolejne inwestycje. Ekonomika firmy nigdy nie była oparta na kredytach bankowych. Dzięki temu bardziej troszczyłem się o przyszłość, a nie o spłatę kredytu.

Co trzeba robić, aby przez 35 lat być właścicielem i prezesem takiej firmy?

Z.B: Miałem szczęście być dobrym uczniem i studentem. Wiedza na poziomie akademickim, i to w kilku dziedzinach, okazała się niezbędną. Należy pamiętać, że właściciel firmy, a zarazem jej prezes, nie pracuje, on się firmą zajmuje. Jeśli tak jest, to zaangażowany jest przez całą dobę i bez przerwy, przez cały rok, bo nie ma innej drogi do sukcesu i trzeba tę rolę pokochać. Ktoś powie – to samobójstwo lub paranoja i będzie miał rację. Natomiast, jeśli w taki „kierat” umiejętnie i z rozwagą włączy się odpoczynek i to wszystko co oferuje finansowa niezależność, życie staje się ciekawe i niemęczące. Jeśli będąc na urlopie na Antypodach nie odwrócisz się plecami od firmy i od marzeń, to może spotkasz kogoś z kim zrobisz życiowy biznes i to jest fascynujące, bo w biznesie większość rzeczy dzieje się również z przypadku, trzeba jednak losowi pomagać.

Co biznesmenowi daje najwięcej adrenaliny?

Z.B: Jak byłem młody, były to skoki do wody z dużych wysokości. Stajesz na krawędzi skały, pod tobą falujące morze. Boisz się, do czasu, aż przechylisz się i zaczniesz lecieć. Nie ma wówczas odwrotu. Musisz być do takiego lotu przygotowany inaczej się rozbijesz. Nagrodą jest pierwszy haust powietrza na powierzchni, spojrzenie w górę i euforia-zrobiłem to. Podobnie w biznesie, wybierasz trudny kontrakt, analizujesz, podejmujesz decyzję, realizujesz, a potem spojrzenie w górę-zrobiłem to. Dla mnie sport i kibicowanie nie są takim silnym źródłem emocji, jak biznes.

W Pana przypadku spojrzenie w górę, znaczy chyba więcej niż patrzenie w niebo?

Z.B: Istotnie, choć przez pierwsze pół wieku mojego życia nie myślałem o tym, natomiast teraz często dziękuję Niebu.

Czy to rodzaj nawrócenia?

Z.B: Niestety, nie dokonała się we mnie wielka przemiana, z grzesznika na świętego (uśmiech). Jestem katolikiem. Śp. Mama, była głęboko wierzącą osobą. Zawsze mawiała – synu, jak trwoga to do Boga!
Wiele lat temu było pewne wydarzenie, którego skutków do dziś nie potrafię do końca zrozumieć. Firma i cały dorobek mojego życia, były zagrożone jednym zbyt ryzykownym kontraktem, nagle wszystko stanęło na krawędzi nad przepaścią i groziło katastrofalnym upadkiem. Wówczas też spojrzałem w górę i pomodliłem się „Panie Boże ratuj!”. Ratunek przyszedł a na mojej drodze życia pojawił się św. Jacek (1183-1257). Do czasów św. Jana Pawła II , najbardziej znany święty poza granicami kraju, niegdyś patron Polski. Zaimponował mi on jako święty i biznesmen, od tamtego wydarzenia wędruję za nim po całym świecie, odkrywając ślady jego kultu na wszystkich kontynentach. Jako wotum dziękczynne prowadzę portal www.jacek.iq.pl (ponad 2 mln wejść) i obrałem go Patronem INFRACORRu. Ostatnio odkryłem we Lwowie Madonnę Jackową, zapomnianą figurkę alabastrową Matki Bożej z dzieciątkiem z XIII w. uznaną obecnie za jedną z najstarszych zabytków Ukrainy. Dużo piszę na Jackowym portalu. Tak więc owocem tego dramatycznego kontraktu, który zakończył się sukcesem, było również odkrycie św. Jacka. Polecam jego wstawiennictwo współczesnym biznesmenom. Spotkanie z nim przypomina jazdę na rollercoasterze. Dojedziesz do końca, ale drogi nie zapomnisz. (Krzysztof Pałys OP).

Firma, św. Jacek ale jest jeszcze Rotary Club, Piłsudczycy, golf, rodzina. Jak się to wszystko łączy?

Z.B: Jak wspomniałem, nie wolno poświęcić się tylko pracy w firmie, bo to zamieni się prędzej czy później w rodzaj szaleństwa. Biznesmen skoncentrowany tylko na pracy, jest jak lew w zoo. Wzbudza podziw i czasami sobie głośno zaryczy. Trzeba żyć na wolności, dzielić się sukcesem i wiedzą, szukać inspiracji wśród ludzi zwłaszcza spoza pracy. Poznanie ich, jest również źródłem sukcesu biznesowego. Rotary, którego jestem członkiem to wspaniała międzynarodowa wspólnota idei i ludzi czyniących pokój i dobro. Związek Piłsudczyków RP, do którego również należę, to spadkobiercy dobrej historii Niepodległej Polski i jej Naczelnika. W obydwu środowiskach warto być. A golf? Golf, to jedyna gra, w której możesz się zmierzyć sam ze sobą, więc gram w golfa – czasami wygrywam ze sobą! Najczęściej przegrywam w turnieju rodzinnym z córką. Dla mnie i rodziny firma jest najważniejsza, karmi ducha i ciało. Jestem szczęśliwy, moje dzieci poszły moją drogą. Córka pracuje ze mną, a syn robi międzynarodową karierę w Belgii. Mam brata, który prowadzi przedsiębiorstwo Magnet, kooperujące z INFRACORR. Nasz tata, był jednym z pierwszych wulkanizatorów w powojennym Gdańsku, to po nim zapewne mamy gen przedsiębiorczości, przekazywany z pokolenia na pokolenie.

Jak zaczęła się Pani przygoda z firmą INFRACORR?

J.B: Z naszą firmą jestem związana praktycznie od dziecka. Zawsze była obecna w moim życiu. Jako nastolatka, a potem studentka spędzałam część wakacji w firmie – pracowałam jako pomoc biurowa, asystentka w dziale marketingu, a nawet zajmowałam się sprawami kadrowymi. Tata powierzał mi zadania często wykraczające poza moje umiejętności. Rzucał mnie na głęboką wodę i patrzył czy tonę, czy dam sobie radę. Mówił: „Jak czegoś nie wiesz i nie umiesz, to się dowiedz i naucz”. Trudno było, ale dzięki temu uczyłam się samodzielności i radzenia sobie w nowych sytuacjach.

I tak już od młodzieńczych lat stale pracuje Pani w firmie?

J.B: Nie. Miałam chwilową przerwę. Oczywiście, jak to młodzi mają w zwyczaju, zbuntowałam się i nie chciałam pracować przy boku Taty. Wyjechałam do Stanów na dwa lata. Dzięki tej podróży poznałam inny świat i ciężką pracę. Uważam, że każdy młody człowiek powinien odbyć taką podróż, aby poznać siebie i swoje możliwości, sprawdzić siebie jak poradzi sobie z dala od rodziców i rodziny. Poradziłam sobie, jednak tęsknota za rodziną sprowadziła mnie z powrotem. Na nowo rozpoczęłam pracę w INFRACORR, którego jestem dyrektorem. Prowadzimy sprzedaż naszej produkcji i realizujemy kompletację dostaw inwestycyjnych armatury ciepłowniczej dla przemysłu i deweloperów. Uruchomiliśmy sprzedaż internetową.

Jak ocenia Pani pracę z Ojcem?

J.B: Praca z Tatą nie należy do najłatwiejszych. Wymaga więcej niż od innych, nie ma tolerancji, nie dopuszcza słowa „nie wiem”, lub „nie umiem”. Na początku było trudno, często dochodziło do kłótni. Oboje mamy ciężkie charaktery, w końcu „niedaleko pada jabłko od jabłoni”, dojście dawniej do kompromisu graniczyło z cudem. Dobrze, że te burze mamy już za sobą. Nauczyliśmy się ze sobą rozmawiać i siebie słuchać.

Co musiała Pani zmienić, aby osiągnąć to porozumienie?

J.B: No cóż dorosłam, wyciszyłam swe emocje, nauczyłam się przekonywać do swoich racji. W tej kwestii dużo pomógł mi golf, moje hobby. Pokazał, że ciężką pracą i cierpliwością można osiągnąć wiele. W tej grze nie tylko liczą się umiejętności techniczne, ale także opanowanie, umiejętność skupienia się na grze. Jeśli „głową-myślami” nie jesteś na polu, to runda nie wyjdzie, choćby nie wiem jak się starać. Odniosłam sukces w golfie, czego dowodem są liczne puchary i dyplomy za wygrane turnieje. Uważam, że tak samo jest w pracy, jeśli nie da się z siebie wszystkiego i nie skupi na celu czy problemie, to nie osiągnie się sukcesu. Golf dał mi radość ze zwycięstwa, podobną do radości z wygranego przetargu.

Czy powtórzy Pani sukces Ojca?

J.B: Podziwiam Tatę za to, że doszedł do tego miejsca dzięki swojemu uporowi i ciężkiej pracy. W dzisiejszych czasach mało jest firm z tak długim stażem. Chciałabym, aby spisał historię firmy, opowiedział o pionierskich czasach biznesu w Polsce, jak firma powstawała, z jakimi firmami współpracowaliśmy, jakie kontrakty realizowaliśmy. Słuchając Jego wspomnień, czasami ma się wrażenie, że to opowieść z gatunku „science-fiction”. Początki INFRACORRu sięgają lat 80-tych, wówczas realia były zupełnie inne i z perspektywy czasu wydają się jakąś abstrakcją. Mieć pomysł, wdrożyć go i kontynuować przez następne 35 lat, dla mnie jest godne podziwu. Z drugiej strony, obecne czasy stawiają przed nami nowe, inne wyzwania, trzeba umieć im sprostać. Udaje nam się to dzięki ogromnemu doświadczeniu Ojca i wspaniałym ludziom, którzy z nami pracują, oraz od zawsze realizowanej polityce zrównoważonego rozwoju firmy. Zastanawiam się. Czy ja powtórzę sukces mojego Taty i będę kiedyś potrafiła sama poprowadzić firmę przez kolejne jubileusze? Czas pokaże. Na razie patrzę i uczę się od człowieka, który tego dokonał i myślę o moim małym synu Wiktorze. Zadaję sobie pytanie. Czy jak moje dziecko dorośnie, to będziemy razem pracować w INFRACORR? Chciałabym! I wierzę, że i ja przekazałam mu odziedziczony gen przedsiębiorczości.

Reklama na portalu expressbiznesu.plReklama na portalu expressbiznesu.pl