Partnerzy

Wyszukiwarka

Biznes
25 lat Gdańskiego Klubu Biznesu

W grudniu ubiegłego roku Gdański Klub Biznesu obchodził swoje 25-lecie. Znaczącym osiągnięciem w historii klubu jest rewitalizacja okazałej willi przy ulicy Uphagena 23, która jest siedzibą stowarzyszenia. Tak wspominał pierwszą dekadę działalności oraz remont siedziby klubu w książkowym wywiadzie udzielonym Barbarze Kanold w 2014 roku jeden z założycieli GKB – Zbigniew Canowiecki, Prezydent Pracodawców Pomorza. […]

Redakcja
2020-01-26
18 minut czytania

W grudniu ubiegłego roku Gdański Klub Biznesu obchodził swoje 25-lecie. Znaczącym osiągnięciem w historii klubu jest rewitalizacja okazałej willi przy ulicy Uphagena 23, która jest siedzibą stowarzyszenia. Tak wspominał pierwszą dekadę działalności oraz remont siedziby klubu w książkowym wywiadzie udzielonym Barbarze Kanold w 2014 roku jeden z założycieli GKB – Zbigniew Canowiecki, Prezydent Pracodawców Pomorza.

Były to lata wspaniałej atmosfery w klubie, wielu przyjaźni i wzajemnego wspierania się w trudnych gospodarczo sytuacjach. Dlatego też temat stałej siedziby gdzie moglibyśmy się spotykać, nie tylko z okazji zebrań klubowych, ciągle wracał. Pomysłów na nową siedzibę było kilka. Braliśmy na przykład pod uwagę Zieloną Bramę lub wymagającą dużego remontu willę w pobliżu ulicy Do Studzienki. Niestety, nic z tego nie wyszło.

Jak zwykle pomógł przypadek?

Można tak powiedzieć. Byłem wtedy członkiem Rady Nadzorczej Polskiego Radia Gdańsk, której przez wiele lat przewodniczył wybitny prawnik, wspaniały człowiek, sportowiec, polityk i naukowiec prof. Jerzy Młynarczyk. Na którymś posiedzeniu rady prezes Andrzej Trojanowski poinformował nas, że w wyniku niedopełnienia, w poprzednich latach, pewnych formalności Radio Gdańsk będzie musiało zwrócić gminie Gdańsk zabytkowy budynek przy ulicy Uphagena. W zasadzie po wybudowaniu nowej siedziby radia przy alei Grunwaldzkiej budynek ten faktycznie był tylko zbędnym obciążeniem dla radia. Zabytkowy obiekt był praktycznie zdekapitalizowany, zniszczony i wymagał generalnego remontu, a w zasadzie rewitalizacji. Nawet sztukaterie i zabytkowe elementy były zniszczone lub pomalowane farbą olejną. Ponadto w dramatycznym stanie były parkiety, a na piętrze straszyły ścianki działowe z dykty.

Ciekawa jest historia tej zabytkowej willi.

Posesja przy dzisiejszej ulicy Uphagena 23 w Gdańsku – Wrzeszczu leży na terenie dawnego majątku gdańskiej rodziny Uphagenów, która pod koniec XIX wieku przekazała posiadłość miastu. W 1908 roku podzielono ją na części i na największej działce, w latach 1908-09, okazałą willę zbudował Rudolf Patschke, przedsiębiorca, radca handlowy, właściciel wytwórni wódek i likierów „Gustav Springer”, a także mecenas i kolekcjoner sztuki.
Willę zaprojektowano, jako dom otwarty z reprezentacyjną sienią oraz przestronnymi salonami i gabinetami, ze starannie dobranymi dekoracjami i wyposażeniem. Oddanie willi do użytku w 1909 roku odbyło się w obecności cesarza Wilhelma II.
Po II wojnie światowej obiekt przeszedł na własność Skarbu Państwa. W pierwszych powojennych latach mieścił się tam Konsulat Brytyjski. W 1948 roku urządzono w willi siedzibę Polskiego Radia, a w 1981 roku obiekt objęto ochroną konserwatorską i wpisano do rejestru zabytków.

Co zatem z willą? Podobno miał pan ochotę ją kupić?

Tylko przez moment. Wycena budynku nie była powalająca. Centrostalowi nie była jednak potrzebna taka reprezentacyjna willa, a rozważania zakupu na prywatne cele błyskawicznie wybiła mi zdroworozsądkowo myśląca żona. Od prezesa Trojanowskiego dowiedziałem się o ostatecznej decyzji Radia Gdańsk dotyczących zwrotu willi miastu.
Natychmiast poinformowałem o tym ówczesnego prezesa Klubu, Edwarda Lipskiego proponując wystąpienie zarządu klubu do władz Gdańska o użyczenie willi naszemu Klubowi. W roku 2000 na mocy umowy z 20 czerwca o użytkowaniu odpłatnym, na dwadzieścia pięć lat Prezydent Miasta Gdańska, Paweł Adamowicz, przekazał willę Stowarzyszeniu Gdański Klub Biznesu. Warunkiem przejęcia, było wykonanie przez Klub pełnej rewitalizacji obiektu wraz z otaczającym terenem.

I słusznie.

Tak, też byłem przekonany, że trzeba tę architektoniczną perełkę przywrócić do stanu pierwotnego. Na wykonawcę projektu rewitalizacji i zagospodarowania obiektu zaproponowałem Pracownię Architektoniczną Marcina Kozikowskiego. Wiedziałem, że posiada on dobre przygotowanie, bo realizował znane mi projekty oraz współpracował z Teatrem Szekspirowskim. Nie ukrywam, że miałem pomysł na zagospodarowanie budynku na siedzibę Klubu na wzór londyńskiego Garrick Clubu, który odwiedziłem w ramach działalności w Fundacji Teatrum Gedanense. Więc na parterze restauracja, na pierwszym piętrze pomieszczenia reprezentacyjne klubu, a najwyższą kondygnację powinno się wynajmować, oczywiście skrupulatnie wybranym partnerom, najlepiej organizacjom gospodarczym, uzupełniającym naszą działalność klubową.

Ale koledzy klubowi deliberowali?

W Klubie toczyły się dyskusje czy warto inwestować w budynek, który nie jest naszą własnością i czy w ogóle jest nam potrzebny. Do dnia 31 maja 2001 roku to jest w terminie określonym w akcie notarialnym, w remontowanym obiekcie niewiele zrobiliśmy. Dopiero w październiku 2001 roku podjęliśmy uchwałę dotyczącą dodatkowych wpłat członków na remont siedziby klubu.
W ramach przekonywania kolegów, że po zakończeniu remontu będziemy mogli utrzymać budynek, przedstawiłem jednostronicowy biznes plan, w którym bilansowały się wydatki i wpływy między innymi ze składek i najmów. Byliśmy wówczas bardzo podzieleni. Proszę sobie wyobrazić, że za powyższą uchwałą trzydzieści osób głosowało za, dwudziestu członków było przeciwnych lub wstrzymało się od głosu. Nadal jednak niewiele się działo.
W marcu 2002 roku klub podpisał kolejny aneks określający ostateczny termin zakończenia remontu na dzień 31 grudnia 2004 roku. Należało wybrać generalnego wykonawcę remontu.

Miał Pan jakiś pomysł?

Wiedziałem, że klub nie ma pieniędzy i będzie płacił wykonawcy w ratach i pewnie z opóźnieniem, a może nawet częściowo po zakończeniu prac. Należało więc szukać wykonawcy posiadającego dobrą sytuację finansową, stabilnego i z własnym potencjałem wykonawczym. Centrostal był dominującym akcjonariuszem w Przedsiębiorstwie Budowlanym Kokoszki, które spełniały te kryteria. Po przedstawieniu kierownictwu PB Kokoszki tego projektu zaznaczyłem, że nie jest to robota, na której zarobią. Ponieważ będą pracować dla prestiżu kosztorys powinien zakładać jedynie symboliczny zysk. Nie byli początkowo zachwyceni, ale temat podjęli.

Myślałam, że obiecywał im pan złote góry?

Jeżeli złotymi górami można nazwać przyjęcie do naszego, klubowego grona i okresowe zwolnienie ze składek – to tak. Wręcz prosiłem, aby ofertę przygotować niezwykle solidnie. Znając rzetelność prezesa Kazimierza Empla i dyrektora Marka Litkowskiego wiedziałem, że tak będzie. I tak się stało.
Na posiedzeniu zarządu klubu pod koniec kwietnia 2002 roku poinformowano, że projekt umowy o Generalne Wykonawstwo z PB Kokoszki został przygotowany i przekazany do zaopiniowania przez kancelarię prawną. Ofertę na wykonawstwo prac konserwatorskich złożył Pan Janusz Sobczyk. Analizowano ją pod względem zakresu i kosztów realizacji przy czym zaznaczono, że organizacją i koordynacją remontu ma się zająć Generalny Wykonawca.
Na początku czerwca prezes GKB Edward Lipski zaprosił do siedziby Klubu dyrektora Marka Litkowskiego z PB Kokoszki. Poszedłem razem z nim. Byliśmy przekonani, że nastąpi podpisanie umowy. Prezes GKB poinformował jednak, że Generalnym Wykonawcą remontu będzie jednak pan Janusz Sobczyk – konserwator zabytków, który w ostatnich dniach przedłożył nieco niższą ofertę od PB Kokoszki.
Marek Litkowski opuścił natychmiast spotkanie określając dosadnie powyższy fakt. Ja stwierdziłem tylko, że Janusz Sobczyk jest z pewnością dobrym konserwatorem, ale nie posiada firmy, która może zrealizować ten remont w warunkach, którymi dysponujemy. Z pewnością będzie zmuszony wykonywać prace tylko w oparciu o nasze przedpłaty i zaliczki. Niestety czas pokazał, że miałem rację.

Obraził się pan? I wycofał?

Nie, proszę pani, nie leży w mojej naturze obrażanie się i rezygnacja. Nie nagłaśniałem sprawy i nigdy jej nie podnosiłem, bo czułem się ojcem pomysłu. Znalazłem przecież obiekt i moją ambicją było przekonanie władz Gdańska, że nasze środowisko jest w stanie swoje zobowiązania realizować. Postanowiłem czekać, bo pomimo mojego czarnowidztwa, miałem nadzieję, że projekt da się zrealizować.

Remont się rozpoczął?

Tak, ale intensywne prace trwały tylko przez kilka miesięcy 2002 roku. W połowie 2003 roku odwiedziłem budowę. Nic się prawie nie działo. Wykonanych zostało zaledwie część prac rozbiórkowo – przygotowawczo – konserwatorskich. Trzeba obiektywnie przyznać, że wykonawcy nie zabezpieczono odpowiednich finansowych możliwości kontynuacji robót, a on sam nie dysponował odpowiednimi funduszami. Dlatego też praktycznie urządził na budowie coś w rodzaju pracowni, w której restaurował różne elementy na potrzeby innych swoich zleceń. W 2003 na parę miesięcy wznowiono prace, koncentrując się na detalach architektonicznych elewacji i sztukaterii. Za powyższe działania niestety nie zapłacono wykonawcy i kiedy w 2004 roku zobowiązania klubu wobec jego firmy wynosiły około dwustu tysięcy złotych, definitywnie odmówił realizacji dalszych prac.

W wywiadzie dla Expressu Biznesu, z marca 2012 roku, Janusz Sobczyk określił stan zaawansowania robót zakończonych w połowie 2004 roku na poziomie dwudziestu pięciu procent. To niewiele jak na blisko czteroletni okres od przejęcia budynku przez klub od miasta.

Prezesem klubu był już wtedy Zbigniew Markowski, którego wielką zasługą było podjęcie pracy merytorycznej przez klub. Przedstawiał świetne koncepcje w zakresie działań programowych naszego stowarzyszenia. Jednak w maju tegoż roku na Zgromadzeniu Ogólnym Członków stwierdził, że nasz klub nie ma ani zdolności finansowej, ani organizacyjnej do realizacji przyjętych zobowiązań wobec miasta w zakresie remontu użyczonego nam budynku.

Zaproponował przekazanie budynku innemu inwestorowi?

Takiemu, który w przyszłości mógłby udostępnić nam pomieszczenie na spotkania klubowe. Ponieważ zostało nam pół roku do ostatecznego terminu oddania budynku do użytku sprawa wydawała się przesądzona. Uchwała została poddana pod głosowanie.

Zobaczył pan las rąk głosujących za przyjęciem uchwały?

Praktycznie wszyscy. Powiem pani, że „za” głosowały nawet osoby, które dziś wypinają piersi po medale. Ja oczywiście nie podniosłem ręki, a jedyną osobą, która postąpiła tak jak ja był Piotr Soyka, który zresztą wcześniej deklarował, że nie jest gorącym zwolennikiem przejęcia tego obiektu. Byłem więc przekonany , że zrobił to z przyjaźni. Tak wtedy oceniałem zaistniałą sytuację.

Ale nie poddał się pan.

Od tego zgromadzenia cały czas myślałem, co zrobić, aby uratować projekt. W efekcie, w czerwcu napisałem pismo do prezesa zarządu i wszystkich członków Gdańskiego Klubu Biznesu zawierające uzasadnienie takiego głosowania na zebraniu ogólnym oraz koncepcję finansowania remontu i zagospodarowania obiektu w przyszłości. Poprosiłem Piotra Soykę o podpisanie ze mną listu, który przygotowałem. Po przeczytaniu, nie zmieniając nawet przecinka, podpisał go razem ze mną. Już na wstępie pisma zaznaczyliśmy, że jeden z nas (czyli ja) od początku był zwolennikiem remontu budynku na potrzeby klubu, a drugi wyrażając obawy, sceptycznie podchodził do tego projektu. Od kilku członków otrzymałem wówczas deklaracje wspierające, pamiętam list od Ryszarda Ferworna – prezesa Centromoru oraz e-mail od Stefana Hnatiuka, w którym chwalił odwagę, konsekwencję i odpowiedzialność.

W lipcu spotkali się ze mną Zbigniew Markowski i członek zarządu Wojciech Rybowski, prosząc o uściślenie przedstawionego planu. Przygotowałem więc kolejne pismo. Zaproponowałem w nim, aby w celu poprawy wizerunku klubu ( w związku z przeciągającym się remontem ukazały się nieprzychylne dla nas artykuły w prasie) zakończyć rozszerzony zakres I etapu remontu w ciągu najbliższych kilku miesięcy i połączyć uroczystość otwarcia siedziby klubu z obchodami X-lecia Gdańskiego Klubu Biznesu.
Wyraźnie zaznaczyłem, że realność tej propozycji przeanalizowałem po dokonaniu szczegółowej wizji lokalnej, zapoznaniu się z rozliczeniami finansowymi oraz spotkaniu się z wykonawcą i inspektorem nadzoru. Przekonywałem, że sukces skonsoliduje klub.

Po zakończeniu bardzo burzliwego spotkania zarządu i rady klubu na początku sierpnia uzyskaliśmy pełnomocnictwo zarządu do prowadzenia spraw w zakresie realizacji inwestycji. Zdecydowaliśmy z Piotrem, że nasze firmy czyli Centrostal i GSR, bez żadnych gwarancji czy poręczeń, udzielą klubowi pożyczek na spłatę zadłużenia wobec wykonawcy. Działaliśmy wspólnie.

Rozpoczął się wyścig z czasem.

Już podczas pierwszej wizyty doznałem niemal szoku kiedy zobaczyłem piwnice kompletnie zagrzybione, pełne starych połamanych mebli, kartonów, gruzu i brudu. A na podwórku kilkanaście bud, garaży i stróżówko-portiernia. Pierwszą moją decyzją było jej wyburzenie, przy akompaniamencie okrzyków, że „obiekty” te są „na inwentarzu”. Musiałem podejmować zdecydowane kroki. Zdawałem sobie bowiem sprawę, że mamy zaledwie kilka miesięcy na zrealizowanie tego, czego nie udało się zrobić przez cztery lata.
Nie mieliście jednak zbytniego wsparcia władz Klubu?

Tak pani uważa?

Ano tak, bo przygotowując się do rozmowy z panem przeczytałam pismo Zarządu GKB z września 2004 roku, w którym stwierdzono m.in. „(…)Członkowie Klubu są zmęczeni ciągnącym się już od czterech lat zdominowaniem działania naszego Stowarzyszenia sprawami remontu zabytkowego obiektu … Zarząd w sposób zdecydowany prezentował i prezentuje pogląd, wynikający z dwuletniego okresu doświadczeń poprzedniej kadencji, że nie widzi innego rozwiązania problemu finansowego remontu, jak znalezienie dodatkowego inwestora… nasz Klub nie jest w stanie samodzielnie wywiązać się z przyjętych zobowiązań finansowych wynikających z Umowy z Miastem Gdańsk (…)”

Załamał się pan?

Oczywiście, że nie. Koledzy z pewnością byli przekonani o swoich racjach i ich bronili. My z kolei musieliśmy udowodnić, że jednak damy wspólnie radę podołać temu wyzwaniu. Rozpocząłem działania związane z pozyskaniem środków i pomocy rzeczowej od członków Klubu. Przygotowywałem projekty pism, którym dyrektorka klubu pani Ewa Probierz nadawała dalszy bieg.
W połowie września 2004 roku przygotowałem dla członków klubu pierwszy raport, informujący o trwających pracach remontowych prowadzonych przez generalnego wykonawcę oraz przez trzy brygady oddelegowane przez firmy – członków wspierających oraz o pozyskanych środkach i dalszych planach .
Pod koniec września odbyło się Nadzwyczajne Ogólne Zgromadzenie Członków Gdańskiego Klubu Biznesu, na którym została przyjęta dymisja Zarządu. Sam nie kandydowałem, chcąc całkowicie i wyłącznie zająć się inwestycją. Wcześniej uzgodniłem z Piotrem Soyką, że jeżeli zostanie wybrany prezesem, ja wyrażę zgodę na pełnienie funkcji pełnomocnika Zarządu do spraw remontu.

Piotr Soyka wygrał wybory?

Tak. Uzyskał niewiele ponad połowę głosów. Świadczyło to o ówczesnym głębokim podziale w klubie.

Ale mogliście realizować swój plan?

Trzeba było działać szybko i zdecydowanie. Dlatego też przygotowywałem szereg pism i wystąpień prosząc o ich podpisanie, w zależności od mojego wyczucia, przez prezesa zarządu lub przewodniczącego rady klubu.
Znaczącym wzmocnieniem naszego zespołu był nowy dyrektor klubu, wspaniały człowiek i kolega Zbigniew Wojciechowski, którego rolę trudno przecenić. A ja rozpocząłem samotne kolędowanie po firmach. Zdarzało się, że koledzy z góry odmawiali, bo nie wierzyli w ten projekt i osiągnięcie założonego celu.

Umiał pan jednak przekonywać?

Często po przedstawieniu przeze mnie planu działań i szczerej rozmowie wychodziłem ze spotkania z deklaracją wpłat nawet większych niż oczekiwałem. Ponieważ wykonawca składał faktury systematycznie w miarę realizacji prac, musiałem się zawsze spieszyć, aby zgromadzić środki na dany dzień bojąc się wstrzymania robót.
Na budowie bywałem nawet kilka razy w tygodniu uzgadniając, na przykład, pomoc ze strony naszych firm. Zależało mi na tym, ponieważ wykonane w tym systemie prace pomniejszały nasze zobowiązania finansowe wobec wykonawcy. Zawsze cieszyłem się ze wspólnego spotkania się z Piotrem Soyką na budowie. Za każdym bowiem razem uzgadnialiśmy możliwości wykonania dodatkowych prac.

Czy pomocy udzielali tylko członkowie klubu?

Do współpracy przy realizacji naszego szczytnego celu namawiałem tych, którzy mieli takie możliwości bez względu na przynależność do klubu. Pomocy udzielił nam między innymi: Zarząd Dróg i Zieleni, Pomorski Zakład Gazowniczy, GPEC i Łączpol. Sporządzony w październiku kolejny raport dla członków klubu był już zdecydowanie optymistyczniejszy. Zaczęliśmy zastanawiać się nad zagospodarowaniem i wyposażeniem oraz właściwym wykorzystaniem budynku po remoncie. Razem z Piotrem spotkaliśmy się z prezydentem miasta, ustalając podpisanie aneksu do umowy, zapewniając sobie możliwość wynajmowania pomieszczeń i przeznaczenia wpływów na pokrycie kosztów naszej statutowej działalności. Już wtedy myśleliśmy też o wystroju odrestaurowanych pomieszczeń.
Jako członek Rady Muzeum Historycznego Miasta Gdańska wiedziałem o możliwościach uzyskania w depozyt pewnych eksponatów. Dostaliśmy zabytkowe żyrandole. Ponadto w oparciu o podpisane porozumienie z Muzeum Narodowym otrzymaliśmy obrazy. Pamiętam jak w noc poprzedzającą oficjalne otwarcie wieszałem je z pracownikami restauracji. Szczególnie dał się nam we znaki wielki i ciężki obraz, który umieściliśmy w Sali Kryształowej. Salę konferencyjną na pierwszym piętrze wyposażyła kierowana przeze mnie firma Centrostal a część mebli na parterze zrealizowano z inicjatywy Piotra Soyki.

Ale do zakończenia remontu chyba było jeszcze daleko?

Może i daleko, ale było coraz lepiej. Nastąpiła mobilizacja członków klubu, którzy zobaczyli, że może się udać. Ciągle rozszerzaliśmy zakres prac tak, aby przed graniczną datą ustaloną umową z miastem dokonać odbioru i dopuszczenia całego obiektu do eksploatacji.
Przez te miesiące nawet mój kierowca odkopywał fundamenty, układał chodniki, ale najlepiej poradził sobie wykonując pod nadzorem Janusza Sobczyka schody wejściowe przed budynkiem z ocalałych kawałków, sztukując je kostką granitową. Mobilizacja była totalna. Prace trwały nawet nocą. Chciałbym podkreślić wielkie zaangażowanie Janusza Sobczyka, z którym się zaprzyjaźniłem.
Wcześniej zakładaliśmy oddanie do eksploatacji w grudniu 2004 roku tylko części budynku, a w efekcie oddaliśmy cały obiekt, w którym praktycznie wymieniliśmy wszystkie stare instalacje wewnętrzne, wykonując dodatkowo sieć komputerową, alarmową i przeciwpożarową.

Od początku w planach było otwarcie restauracji?

Pod koniec października 2004 roku ukazało się w prasie nasze ogłoszenie proponujące wynajęcie pomieszczeń z przeznaczeniem na ekskluzywną, stylową restaurację. Z trójmiasta praktycznie nie było chętnych. Dopiero na anons w prasie centralnej zgłosiła się spółka Villa Uphagena założona przez Katarzynę Wasilewską – właścicielkę warszawskiej restauracji Dom Polski i Mariusza Stasiuka, którego znałem jeszcze z Villi Hestia, gdzie był głównym menedżerem.
Mariusz Stasiuk to bardzo solidny przedsiębiorca, a jednocześnie rzeczowy i bardzo profesjonalny w swoim działaniu. Z kolei z panią Wasilewską miałem okazję dłużej porozmawiać podczas wizyty w Warszawie, kiedy to postanowiliśmy z żoną sprawdzić oferowany poziom obsługi w restauracji Dom Polski. Byliśmy zachwyceni.
Umowa, którą wówczas podpisaliśmy ze spółką Villą Uphagena obowiązuje do dzisiaj. Zobowiązała ona spółkę między innymi do zagospodarowania kuchni, której wyposażenie, po określonym umownie okresie, miało przejść na własność klubu. Ponadto uzgodniliśmy, że restauracja na własny koszt zleci wykonanie na parterze firan i zasłon oraz sfinansuje zakup większości elementów wyposażenia sal.

Czyli uroczyste otwarcie było tuż, tuż.

Dnia 29 grudnia 2004 roku nastąpiło uroczyste otwarcie siedziby Gdańskiego Klubu Biznesu w zabytkowej, odnowionej willi przy ulicy Jana Uphagena 23. Oczywiście przez pierwsze miesiące 2005 roku dyrektor Klubu Zbigniew Wojciechowski dokonywał ostatecznych rozliczeń. Nadal monitowaliśmy firmy, które jeszcze nie wpłaciły przyjętych uchwałą klubową opłat remontowych.
W efekcie pokryliśmy koszty remontu budynku w całości, zostawiając klub bez zobowiązań z tego tytułu. Ostateczne sprawozdanie, jako pełnomocnik zarządu do spraw remontu siedziby GKB, przedłożyłem Zgromadzeniu Ogólnemu Członków w czerwcu 2005 roku, kończąc swoją działalność w tym zakresie. (…)

Reklama na portalu expressbiznesu.plReklama na portalu expressbiznesu.pl