Partnerzy

Wyszukiwarka

Lifestyle
Moje rodzinne miasto

Gdynia już 10 lutego będzie obchodziła 99 urodziny. W życiu człowieka to bardzo długo, a w przypadku miasta to nie tak wiele.

Redakcja
2025-02-17
4 minuty czytania

Gdynia już 10 lutego będzie obchodziła 99 urodziny. W życiu człowieka to bardzo długo, a w przypadku miasta to nie tak wiele.

Spędziłam w niej moje dzieciństwo oraz wczesną młodość. Jest to ważny okres w życiu każdego człowieka. Okres pełnej dojrzałości oraz starzenia się nie powoduje aż tak drastycznych przemian. Owszem, przybywa zmarszczek, czasem rozumu, ale nigdy już nie jest tak, że z bezradnego kompletnie oseska stajemy się osobnikiem dorosłym, zdolnym do samodzielnego życia.

Sentymentalna podróż

Niedawno wzięłam udział w warsztatach hafciarskich organizowanych przez Galerię Sztuki PRZYPŁYW. Z Sopotu do Gdyni udałam się SKM. Wysiadłam na przystanku Gdynia Główna Osobowa i ruszyły wspomnienia.

Pierwsze co mnie uderzyło, to zamknięcie perspektywy ulicy Starowiejskiej dwoma wieżami- Sea Towers. Niby widziałam je już wielokrotnie, ale po raz pierwszy od wielu lat przyjechałam pociągiem. Dopiero stojąc u wylotu ulicy od strony dworca, dotarło do mnie, jak bardzo zdominowały one krajobraz, nie tylko nabrzeża, ale i w innych zupełnie nieoczywistych punktach miasta.

Z przyjemnością zauważyłam, że piekarnia przy ulicy Dworcowej jest wciąż tam, gdzie zawsze była, choć została zmodernizowana. Tam biegałam prawie codziennie po chleb łęczycki, a jak nie było, to zakopiański. Po drodze zatrzymywałam się przy małym pawilonie, gdzie na wystawie prezentowano różne twory wyłowione z mórz tropikalnych. Fragmenty raf koralowych, muszle różnej wielkości, rozgwiazdy… rozbudzały one mój dziecięcy świat wyobraźni.

Wspomnienia wciąż żywe

Nigdy wówczas nawet nie przypuszczałam, że w przyszłości obejrzę te cuda natury w realu. W czasach komunizmu o takich podróżach można było tylko pomarzyć lub zostać marynarzem.

Dosłownie kilkanaście metrów dalej stoi budynek mojej Szkoły Podstawowej Nr 1, który już nie pełni tej funkcji, a potem tylko trzeba przejść wzdłuż fasady ówczesnego budynku PLO i już po przekroczeniu jezdni ulicy 3 Maja był mój dom. Wówczas mieścił się tam oddział Narodowego Banku Polskiego. Ulica 3 Maja czasem też nazywała się ulicą Targową, w zależności, w którą stronę wiał wiatr historii.

Do banku prowadziło wejście narożne na skrzyżowaniu ulicy 3 Maja i 10 Lutego. Dalej były masywne drzwi obrotowe, po których przekroczeniu wychodziło się na marmurowe schody wybiegające łukami z dwóch stron i łączące się na poziomie piętra. Prowadziły one do spektakularnej sali operacyjnej z wysokim sklepieniem podpartym kolumnami.

Mieszkania dla pracowników NBP usytuowane były w dwóch skrzydłach. Wchodziło się wielką przejezdną bramą pod budynkiem, z której również można było zjechać windą do skarbca, a idąc dalej, wychodziło się na podwórko, gdzie znajdowały się wejścia do dwóch klatek schodowych prowadzących do części mieszkalnych oraz mniej formalne wejście do banku. W skrzydle od ulicy 10 Lutego było nasze mieszkanie. Ciekawostką jest, że budynek jest tylko 3 lata młodszy od samej Gdyni. Dalej wzdłuż tej ulicy znajdował się wielki, czarodziejski ogród mojego dzieciństwa. Teraz stoi tam nowoczesny budynek usługowo-mieszkalny.

Sentymentalny widok

Wracając do moich hafciarskich warsztatów, to z przydzielonego stanowiska pracy przez okno galerii widziałam okna i balkony naszego mieszkania z tamtych dawnych lat. Jako że „Przypływ” mieści się też w przedwojennym budynku tzw. Bankowcu, który jest doskonałym przykładem gdyńskiego modernizmu. Oba budynki stoją dokładnie naprzeciwko siebie. Niesamowite uczucie. Powrót do przeszłości i domu dzieciństwa widzianego z kompletnie innej perspektywy ulicy, ale też i przeżytych potem lat.

Idąc wzdłuż budynku ulicą 3 Maja i dalej, w 5 minut dochodziło się do Hali Targowej, następnej perełki gdyńskiego modernizmu. Tam był inny świat. Alejka z towarami kolonialnymi pachniała obłędnie. Zapach pomarańczy, ananasów i innych egzotycznych owoców mieszał się z zapachem suszonych kapeluszy prawdziwków nanizanych na sznurek od najmniejszych do największych, wiszących jak korale. Gdynia mojego dzieciństwa była bardziej otwarta i nowoczesna niż inne rejony Polski w tamtych czasach. 100-lecie miasta już za rok! Najlepszego Kochana!

Sławka Ligenza-Hill aka Malwina Szusta

fot. Sławka Ligenza-Hill aka Malwina Szusta

Reklama na portalu expressbiznesu.plReklama na portalu expressbiznesu.pl