Partnerzy

Wyszukiwarka

Felietony
2:50 DO WARSZAWY czyli nie wsiadaj do pociągu byle jakiego

Cud się stał pewnego razu. Konduktor pociągu Pendolino na trasie Gdańsk – Kraków ogłosił, że jego pasażerowie mogą skorzystać z bezpłatnego, bezprzewodowego Internetu. Wprawdzie takie składy są w Polsce na razie tylko 4 na 20, ale i tak przechodzimy do kolejnego etapu rewolucji na torach. Przed wojną była Lux – Torpeda. W siermiężnym PRL-u zachwycano […]

Redakcja
2019-04-24
4 minuty czytania

Cud się stał pewnego razu. Konduktor pociągu Pendolino na trasie Gdańsk – Kraków ogłosił, że jego pasażerowie mogą skorzystać z bezpłatnego, bezprzewodowego Internetu. Wprawdzie takie składy są w Polsce na razie tylko 4 na 20, ale i tak przechodzimy do kolejnego etapu rewolucji na torach.

Przed wojną była Lux – Torpeda. W siermiężnym PRL-u zachwycano się „Kaszubem”, który pokonywał trasę Gdańsk – Warszawa w czasie 3 godziny i 23 minuty. Potem było tylko wolniej. Gdy zdecydowano o remoncie trasy północ – południe E65 nie wyłączając jej z ruchu, oznaczało to kilka lat kolejowej zapaści. Pociągi były notorycznie spóźnione. Nawet gdy puszczono je trasą przez Bydgoszcz. Przejazd od stolicy wydłużył się do 8 godzin, co – zważywszy na dyskomfort podróży czyli zdegradowane perony, ciasne miejsca w przedziałach, brud i smród w wagonach, rozwalające się toalety czy brak prądu w gniazdkach – stawało się męką nie do zniesienia. Nawet najwięksi miłośnicy PKP zaczęli szukać komunikacyjnej alternatywy. Do gry weszły autokary Polskiego Busa, których szkoccy właściciele zagrali na nosie wszystkim krajowym przewoźnikom. Udowodnili, że nieopłacalność trasy znad morza do warszawy, obawy o utknięcie w korkach czy brak komfortu były mitami. Wystarczyło kupić belgijskie busy Van Hool Astromega z 89 fotelami, nie pchać się do centrum stolicy tylko wysadzać pasażerów przy metrze w Młocinach i zatrudnić kelnerki roznoszące napoje i lody, by po pierwszym roku działalności przewozić miesięcznie na wszystkich trasach 100 tysięcy pasażerów.
Ale konkurencja zaczęła znikać gdy na wyremontowane w końcu tory wyjechał w końcu Pendolino. Nikt go już nie dogonił. Na razie przerwany został kolejowy sen polskiej Pesy, choć ta historia może mieć w przyszłości lepsze zakończenie. Bydgoszczanie i tak pobili mistrzostwo świata. W ciągu 13 miesięcy zaprojektowali, zbudowali i homologowali Darta. Później ich skład zdołał rozpędzić się do 200 km/h, a że był o 34 miliony złotych tańszy od pociągu z fabryki Alstom, to mógł wyprzeć konkurencję. Tyle, że szybkość produkcji miała swoją cenę. Darty oceniane są na razie jako bardzo awaryjne i PKP już bez entuzjazmu patrzy na kolejne transakcje. A dane o naprawach są tajemnicą obu firm. „Impulsy” i inne pociągi nowosądeckiego Newagu, choć nieźle sprzedają się na lokalne trasy w Europie, na razie nie osiągają na torach pożądanych przez PKP prędkości. Dlatego nie ma innego wyjścia jak przeprosić się z Francuzami. Mimo cen biletów, autostrady A1 i coraz szybszej jazdy „7” mało kto decyduje się dziś ścigać autem, bo czasu 2:50 z centrum Gdańska do centrum Warszawy nie pobije. Byłoby szybciej, gdyby nie bagniste Mleczewo za Malborkiem, gdzie pociąg zwalnia do 5 km/h. Tu polska myśl inżynierska zlekceważyła dawnych niemieckich inżynierów, którzy tamtejsze nasypy kolejowe oparli na skałach wiążących się pod wpływem wilgoci. Zlekceważyła – i od 2 lat wykonawca remontuje tam kilometrowy odcinek. Ostatni pomysł to 20 metrowe pale w ziemi zalewane betonem. Trudno powiedzieć czy przyroda ulegnie czy też wcześniej zbankrutuje wykonawca. I tu wracamy do tego bez czego nawet najszybszy pociąg nie da rady, czyli infrastruktury. Do 2030 roku minister Sławomir Nowak schował do szafy tworzoną w Polsce od 1995 roku wizję kolei wielkich prędkości. Zamiast budowy nowych tras ( bo geometrii starych nie dałoby się zbytnio poprawić ), które dałyby szansę na jazdę blisko 300 km/h, ówczesny rząd wybrał zdecydowanie bardziej oszczędny, gruntowny remont tego co było – łącznie z peronami i dworcami. Nawet gdy teraz kupimy pociągi tzw. wychylnym pudłem to na zwiększenie szybkości nie mamy co liczyć. Tymczasem świat przyśpiesza. Japoński pociąg Maglev wykorzystujący zjawisko lewitacji magnetycznej na torze testowym przekroczył 600 km/h.
Nie zapomnijmy, że do zrobienia na torach pozostało bardzo dużo. Zwłaszcza poza największymi miastami. Komfortowe pociągi i wyremontowane trasy to ciągle wyspy na morzu wieloletnich zaniedbań. Dlatego nawet jeśli nieśmiertelna Maryla Rodowicz zaprosi nas by „wsiąść do pociągu byle jakiego” – nie radzę tego robić. Chyba, że ktoś ma sentyment do przeszłości i lubi jak jest długo, brudno i źle.

Reklama na portalu expressbiznesu.plReklama na portalu expressbiznesu.pl