Partnerzy

Wyszukiwarka

Felietony
Niedziele bez handlu czyli sobotnie wojny pod sklepami

Po ponad roku obowiązywania zakazu handlu niedziele nadal nie potrafimy ocenić czy to jest dobry pomysł. Wielkie sieci handlowe robią wszystko by wróciło stare bo ich zyski generowały głownie weekendy. Związkowcy pilnują by tak się nie stało. Małe sklepy niewiele zyskały, bo ci więksi robią wszystko by nie oddać rynku. Na szczęście nadchodzi lato – […]

Redakcja
2019-05-22
4 minuty czytania

Po ponad roku obowiązywania zakazu handlu niedziele nadal nie potrafimy ocenić czy to jest dobry pomysł. Wielkie sieci handlowe robią wszystko by wróciło stare bo ich zyski generowały głownie weekendy. Związkowcy pilnują by tak się nie stało. Małe sklepy niewiele zyskały, bo ci więksi robią wszystko by nie oddać rynku. Na szczęście nadchodzi lato – czas, kiedy zamiast kupować wolimy plażować. A pytanie – komu zrobiono dobrze wprowadzając niedziele bez handlu – powróci, gdy popsuje się pogoda. Nie jestem entuzjastą zamkniętych sklepów w niedzielę. Nie lubię kupować kostki masła na stacji benzynowej. Tymczasem właśnie stacje paliw najbardziej zyskały na zmianach. Ich sprzedaż wzrosła o 13 procent. Państwowy PKN Orlen, który zupełnie przypadkowo rozbudował części sklepowe jeszcze przed wejściem w życie ustawy o zakazie handlu w niedzielę, ma największe przychody. Tyle, że teraz by zapłacić za paliwo trzeba postać w kolejce obok entuzjastów zakupów spożywczych. Drobne, rodzinne sklepy – choć takie było założenie ustawodawców – wcale nie zyskały. Według danych Biura Analiz Sejmowych tygodniowe obroty drobnych handlarzy spadły o 20-30 procent, a wiec znacząco. Żaden klient nie chce stać w niedzielnych, długich kolejkach w małych sklepikach i płacić więcej mając jednocześnie mniejszy wybór. Związek Przedsiębiorców i Pracodawców szacuje, że od lutego ubiegłego roku kiedy rozpoczęło się ograniczanie handlu w niedzielę zamknięto prawie 17 tysięcy małych sklepów. Najwięcej warzywniaków, księgarń i obuwniczych. A ponieważ ktoś traci aby zyskał ktoś, to ekstra kasą mogą cieszyć się sieci dyskontowe. Ich udział w rynku wzrósł o blisko procent z 32,4 do 33,2. Stało się tak nie tylko dlatego, że np. Żabki stały się urzędami pocztowymi. Inne dyskonty rozpoczęły wielkie kampanie reklamowe na rzecz rodzinnych zakupów w sobotę. Kusiły cenami, wydłużały czas pracy jak to było prawnie możliwe. W wojnie o rynek spięły się też Centra Handlowe. Już wiadomo, że najwięcej straciły te małe ( minus 4,8 % obrotów ) i  średnie ( minus 1,8 %). Centra duże i bardzo duże ( powyżej 40 tysięcy metrów kwadratowych powierzchni najmu ) mają 2,2 procent wzrostu. Po prostu klienci mając mniej czasu na zakupy wybierają te miejsca gdzie kupią wszystko czego potrzebują  i wybór jest największy. Niech zatem nie dziwi nas, że przed każdą niedzielą wszystkie drogi np. w stronę Auchan przy Szczęśliwej czy Centrum Matarnia przy Słowackiego w Gdańsku są całkowicie zakorkowane, a znalezienie wolnego miejsca parkingowego to cud. Samochody stoją na trawnikach, blokują okoliczne osiedla. Po prostu trzeba się nazłościć i nadenerwować, żeby zaspokoić żądzę zakupów. Na szczęście jest przecież wolna niedziela, więc wszyscy sobie odpoczną. Także sprzedawcy, którzy teraz przeklinają każdy taki zwariowany sobotni dzień. Tym bardziej, że wolnych od handlu niedziel będzie więcej. O ile bowiem w tym roku mamy zaledwie 32 takie dni, to w 2020 będzie ich już 45.
Obostrzenia w handlu ma 10 z 28 państw Unii Europejskiej. Tyle, że większość ogranicza handel w święta narodowe. Nawet tam gdzie  restrykcje są największe ( jak Niemcy czy Austria ) stopniowo się od nich odchodzi. A Węgry – po wielkiej politycznej akcji zamykania sklepów – po roku powróciły do starych uregulowań. W Polsce opinie na temat zakazu handlu w niedzielę są różne. Jedni uważają, że to naruszenie zasad swobody konsumenckiej. Inni, że niedziela jest dla Kościoła i rodziny. Dla kolejnych to sprawiedliwość społeczna, bo pracownicy sklepów też mają prawo mieć wolne. Tym bardziej, że jeszcze nie tak dawno nikt się z takim pracownikiem nie liczył. Sprzedawcy musieli pracować w niedzielę czy święta, a właściciel płacił im zazwyczaj tyle samo co w dzień roboczy, oferując w zamian dzień wolny w tygodniu. Komu się nie podobało musiał szukać innej pracy – a na rynku szału nie było, zwłaszcza w handlu. Teraz jest zupełnie inaczej. To pracownik może przebierać w ofertach. Dlatego jeśli już chcemy naprawdę zadbać o ciemiężonych – to niech wolną niedzielę mają wszyscy. Zamknijmy stacje benzynowe ( jak w Niemczech ). Zatankować można przecież wcześniej. Dajmy odpocząć kierowcom ZKM i PKS, motorniczym i maszynistom PKP. Kelnerom też niech odpoczną nogi, a kucharzom zregenerują się kubki smakowe. Wyłączmy sieci energetyczne, niech na jeden dzień w tygodniu zamilkną telewizja i radio. Niech wszyscy wypoczywają zgodnie z konstytucyjną zasadą równości obywateli. I niech w końcu stanie się Kononowicz.

Reklama na portalu expressbiznesu.plReklama na portalu expressbiznesu.pl