Partnerzy

Wyszukiwarka

Felietony
Morze nasze morze czyli stępkę już mamy

Nie wiem jak kucharze z Banglobu są w stanie w ciągu pół godziny wydać ponad 2140 porcji soczystej kaczki. Wiem natomiast, że zajadając się nią przedstawiciele 196  firm z branży morskiej mieli  powody do świętowania. Podczas tegorocznego Forum Gospodarki Morskiej, a potem „Wspólnej Kaczki” w Gdynia Arenie panował optymizm. Szczególne powody do ucztowania mieli prezesi […]

Redakcja
2019-10-23
4 minuty czytania

Nie wiem jak kucharze z Banglobu są w stanie w ciągu pół godziny wydać ponad 2140 porcji soczystej kaczki. Wiem natomiast, że zajadając się nią przedstawiciele 196  firm z branży morskiej mieli  powody do świętowania.

Podczas tegorocznego Forum Gospodarki Morskiej, a potem „Wspólnej Kaczki” w Gdynia Arenie panował optymizm. Szczególne powody do ucztowania mieli prezesi trójmiejskich portów, które rok do roku biją kolejne rekordy. Jeszcze przed „Kaczką” Krajowa Spółka Cukrowa zainwestowała w Porcie Gdańsk 100 milionów złotych w terminal potrzebny by dotrzeć do rynków zbytu w Azji i Afryce. Jeden z liderów branży mięsnej – Cedrub –  za podobną kwotę wybuduje tu mroźnię wysokiego składowania. Od początku roku Port Gdańsk przeładował blisko 28 milionów ton towarów. Dziś jest 4. największym portem na Bałtyku, ale by zrównać się z wyprzedzającym go bułgarskim Primorsko brakuje zaledwie  2 miliony ton. A w perspektywie jest przecież budowa Portu Centralnego.

Port w Gdyni jeszcze nie skończył świętować kolejnej rocznicy powstania, a już uroczyście otwarto magazyn wysokiego składowania dla Terramar – spółki z jego 49 procentowym udziałem. Hangar o powierzchni 30 tysięcy metrów kwadratowych jest pierwszym z 4, które mają być połączone z powstającym tzw. portem zewnętrznym, który da Gdyni zupełnie nowe możliwości. Pomóc mają kolejne ustawy, łącznie z tą dotyczącą budowy tzw. „drogi czerwonej” z konkretnymi kwotami na poszczególne etapy inwestycji.
Zielone światło dostają projekty dotyczące wiatrowych farm morskich. Trochę późno, bo pierwsza na świecie morską elektrownię morską Vindeby zbudowano prawie 30 lat temu. W wersji optymistycznej w ciągu 10 lat osiągniemy moc 4,6 gigawata. W roku 2035 będzie to już sześć gigawatów, a do roku 2040 powinno być tych mocy dostępnych na poziomie nawet 10 gigawatów. Będziemy próbować dogonić Duńczyków i Niemców.

Prymuska wśród polskich stoczni  -„Remontowa” ubiegły rok zakończyła zyskiem ponad 65. milionów złotych. 1660-cio osobowa załoga stawia na innowacje –  w tym projekty przedłużenia promów dla „Finnlines” z wykorzystaniem skanowania laserowego, platform zanurzalnych oraz pontonów wypornościowych. A także przebudowę dwóch promów dla „BC Fenies” w oparciu o opracowaną technologię wymiany silników na zasilane gazem LNG. Inne prywatne stocznie też radzą sobie nieźle budując specjalistyczne albo luksusowe, nieduże jednostki. W najbardziej popularnym segmencie łodzi motorowych do 9 m z silnikami zaburtowymi jesteśmy europejskim liderem i drugim producentem na świecie po USA. Wartość sprzedaży Izba Polboat szacuje w tej chwili na 1,2–1,3 mld zł. Gorzej z państwowymi firmami. Nauta i Stocznia Marynarki Wojennej oscylują na krawędzi bankructwa. Szczecińska to faktycznie park przemysłowy, zajmujący się wynajmem terenu i urządzeń. Odkupiona od ukraińskiego oligarchy za nieujawnioną kwotę Stocznia Gdańsk i związana z nią spółka GSG Towers też mierzy się z rzeczywistością, czyli pustymi szufladami bez kontraktów, koniecznością restrukturyzacji i certyfikacji.  Jednostek o długości powyżej 300 metrów nie będziemy budować, bo Koreańczyków, Japończyków i Chińczyków nie przegonimy. Ustawa stoczniowa dzięki której zatrudnienie miało wzrosnąć o 5 tys. osób, a obroty firm z branży o ponad 2 mld zł stała się koszmarem ministra Marka Gróbarczyka.

Koszmarem stała się też rdzewiejąca stempka promu – widma ze stoczni Gryfia. Miała być symbolem ratowania przez państwo polskich zakładów – teraz nawet pamiątkową tabliczkę podobno z niej ukradli. Zdaniem specjalistów firma, która w ostatnich latach nie budowała statków, nie zainwestuje 30-50 milionów w odpowiedni sprzęt i nie zatrudni kilkuset spawaczy, monterów i innych fachowców nie ma szansy na rynku. To pokazuje, że z Warszawy nie da się dobrymi chęciami zbudować morskiej potęgi. Trzeba postawić na sprawnych menadżerów i dać im trochę czasu. Ludzie morza wiedzą, że by odnieść sukces trzeba mało gadać i dużo robić.

Reklama na portalu expressbiznesu.plReklama na portalu expressbiznesu.pl