Partnerzy

Wyszukiwarka

Lifestyle
Niebiańskie natchnienia i bliskie metamorfozy

Krzysztof Izdebski-Cruz podąża własną drogą, która bez względu na panujące trendy w sztuce współczesnej pozostaje związana morfologicznie z klasyką. Jest to rodzaj prywatnej walki o przywrócenie obalonego dogmatu piękna formy. W tej walce towarzyszy mu jego muza – Natalia, która jest natchnieniem artysty. Jak się okazuje natchnienie może również spadać z nieba… [envira-gallery id=”7232″] Czy […]

Redakcja
2019-10-31
8 minut czytania

Krzysztof Izdebski-Cruz podąża własną drogą, która bez względu na panujące trendy w sztuce współczesnej pozostaje związana morfologicznie z klasyką. Jest to rodzaj prywatnej walki o przywrócenie obalonego dogmatu piękna formy. W tej walce towarzyszy mu jego muza – Natalia, która jest natchnieniem artysty. Jak się okazuje natchnienie może również spadać z nieba…

[envira-gallery id=”7232″]

Czy Państwo są dla siebie natchnieniem?

Natalia: Bardzo często bywamy dla siebie natchnieniem. Zdarza się, że taka formuła się wyczerpuje, ale wtedy odkrywamy jej inną stronę, bo jak dobrze wiemy człowiek ewoluuje. Jesteśmy zupełnie inni niż 20 lat temu. Nasze wnętrze zmieniło się pod wpływem doświadczeń. Zmieniamy się także pod wpływem ludzi których spotykamy. Krzysztof zajmuje się głównie malowaniem człowieka, nie tylko powierzchowności, ale również jego natury, dlatego proces poznawania drugiego człowieka jest u nas dogłębny i niezbędny.

Konsekwencją natchnienia jest stworzenie dzieła, które stanie się bezcenne?

Krzysztof: Każdy z nas posiada swój element twórczy. Każdy z nas marzy, żeby stworzyć coś co stanie się bezcenne. Moją ambicją jest stworzenie obrazu z którym jego potencjalny właściciel nie będzie chciał się rozstać. To największa zapłata jaka może być, ale tym samym najtrudniejsze wyzwanie. Wszystkie obrazy, które tworzyłem są dla mnie ważne. Ich proces powstawania jest bardzo długi, co jest nietypowe dla naszych czasów.

Czy można powiedzieć, że pański proces twórczy jest dynamiczny?

Krzysztof: Wcześniej mój proces twórczy wyglądał zupełnie inaczej. Próbowałem stworzyć dzieło, które wykrystalizuje się w trakcie pracy nad nim. W ten sposób działał Beksiński. Dziś z perspektywy twórcy dojrzałego układam sobie to dzieło w głowie. Gdy zamykam oczy widzę obraz. W tym momencie dobieram odpowiednie ku jego stworzeniu narzędzia. Bardzo często narzędziem jest człowiek. W takich sytuacjach niezbędny jest aktor, który niekiedy jest moim znajomym. W zasadzie znam obraz zanim on powstanie fizycznie. Przez kilka miesięcy pracy nad dziełem zaczynam się z nim zżywać jak z członkiem rodziny i rozstania bywają…trudne.

Pani Natalio, a czy życie u boku artysty potrafi być irytujące?

Natalia: Jest bardzo trudne i bardzo piękne. To jak z daleką wyprawą z której wracamy. W pewnym momencie zapominamy o uporczywych komarach, dzikich gadach, niekomfortowej temperaturze. Wspominamy wyłącznie to co niezwykłe – i właśnie tak wygląda życie z artystą u boku. Na co dzień być może trudne i irytujące, ale posiada wspaniałe momenty, których nie jest w stanie dać żaden inny zawód. Jako muza uważam, że spotkało mnie wielkie szczęście, iż mogę żyć i współtworzyć sztukę z człowiekiem tak utalentowanym. Nie posiadam talentów plastycznych, za to mam zmysł ekonomiczno-logistyczny, zatem doskonale się uzupełniamy. Krzysztof potrzebuje zaufanej osoby, która zajmie się codziennością i odciąży go od myślenia – co trzeba kupić, co opłacić i do kogo zadzwonić. Momentami krążę jak satelita, by artysta mógł stworzyć dzieło we względnej ciszy i spokoju, na co trudno w dzisiejszych czasach liczyć.

Odnoszę wrażenie, że w swojej twórczości sprawnie posługuje się Pan motywem sarkazmu.

Krzysztof: Owszem. Malarstwo również służy wyartykułowaniu ironii lub przynajmniej opowiedzeniu się za czymś, bądź przeciwko czemuś. Chociaż ostatnio obserwując walki polaryzujące ludzi odczuwam niechęć do posługiwania się sarkazmem. Mam ochotę siedzieć w centrum mojego naiwnego świata. Wcześniej miałem większą skłonność do walki. Dziś bardziej interesuje mnie opowiadanie historii.

Przy zastosowaniu pędzla opowiada Pan o „Metamorfozach” Owidiusza…

Krzysztof: Ale nie ograniczam się wyłącznie do Owidiusza. Dużo czerpię ze świata antycznego. Robię to, bo jest to przepiękny wór opowieści o ludzkiej naturze. W „Metamorfozach” każdy z nas znajdzie historię o sobie, bądź opowieść o kimś kogo zna. W tym dziele znajdziemy własne obawy, nierozwiązane problemy, ale także radości. Wszystko to jest opisane w piękny – metaforyczny sposób.

„Medusa XX”, 2017 r., pastel na papierze, 49 x 78 cm

Który fragment jest dla Pana najbardziej interesujący?

Krzysztof: Korzystam z wielu, ale wspomnę o opowieści tytułem „Meduza”. Meduza to postać, która miała węże zamiast włosów. Gdy spojrzała na kogoś – zamieniała go w kamień, nawet jej odcięta głowa znalazła zastosowanie jako broń w armii. Ja maluję moment, który mnie bardziej zaciekawił, a mianowicie „physics”, które doświadcza każdy z nas w chwili dorastania. Właśnie w takim momencie są moje „Meduzy”. To kobieta, która zaczyna sobie uświadamiać, że jej natura jest niszcząca i fakt – jest tym zakłopotana, lecz jeszcze nie ma w niej złości. Właśnie ten moment mnie najbardziej zainteresował.

Spójrzmy na sztukę z nieco odmiennej strony. Czy malarstwo jest dobrym pomysłem na biznes?

Krzysztof: Nie. Jeżeli ktoś chce zbijać fortunę, to istnieje ku temu wiele skuteczniejszych metod. Malarstwo to dyscyplina, która ma za dużo zmiennych i niewiadomych, żeby mogła stać się dobrym biznesem. Oczywiście nie oznacza to, że nie można na niej zarobić dużych pieniędzy, ale jest to rzadkie i chyba nie powinno być jedynym celem.

Zaryzykuję. Niech mnie Pan przekona do zainwestowania w dzieło sztuki.

Krzysztof : Nie mam zamiaru! Jeśli ktoś chce zainwestować pieniądze w dzieło sztuki, to proszę bardzo ale nie mam zamiaru nikogo na siłę przekonywać. Zainteresowany musi sam chcieć kupić to dzieło ode mnie. Bardzo nie chciałbym, aby mój obraz był koromysłem, zawalidrogą – czymś niepotrzebnym. Na szczęście nie mamy problemu z klientem. Nasza sytuacja jest bardzo dobra ponieważ jest więcej chętnych do kupienia obrazu, niż obrazów do sprzedania.

Czy inwestowanie w sztukę jest obarczone dużym ryzykiem?

Natalia: Nie, o ile inwestujemy w dzieło, które nam się rzeczywiście podoba. To rodzaj inwestycji w siebie, ponieważ każdy z nas chce otaczać się pięknymi rzeczami – które nas cieszą i powodują, że mamy chęć do życia. Taka inwestycja jest wówczas bezcenna. Warto dodać, że w opisywanej sytuacji inwestujemy w coś cennego również dla przyszłych pokoleń. O dużym ryzyku możemy mówić dokonując zakupu rzeczy nadmuchanych marketingowo. Kupujemy coś co wcale nam się nie podoba ale mamy nadzieję na tym dobrze zarobić. Gdy inwestycja okazuje się chybiona – tracimy podwójnie.

Jaką mamy aurę w Polsce do tego typu inwestycji?

Natalia: Coraz lepszą i to nas bardzo cieszy. Na początku, sprzedawaliśmy tylko za granicą. Potem okazało się, że zainteresowanie w Polsce rośnie. Krzysztof maluje niewiele obrazów – rocznie powstaje kilkanaście dzieł. Jeśli sprzedamy je za granicę, to prawdopodobieństwo, że ponownie się z nimi spotkamy jest niewielkie co dla nas jest przykre, ponieważ te dzieła są dla nas trochę jak… dzieci. Polski klient sprawia, że jesteśmy nieco bliżej i możemy liczyć na ponowne spotkanie.

„B. Dorothea, Montoviensis, 1347-1394”, 2017 r., olej na płótnie, 190 x 115 cm

Kim jest dla Państwa Mariusz Grzęda?

Krzysztof: To ciekawa historia. Zacznijmy od tego, że stworzyłem dwa obrazy do Bazyliki Mariackiej. Pierwszym z nich była Błogosławiona Dorota z Mątów. To gdańszczanka, która jako jedyna parafianka Kościoła Mariackiego została wyniesiona na ołtarze. Problem w tym, że jej wizerunku brakowało w Bazylice Mariackiej. W pewnym momencie zgłosił się do nas konsul Danii, który zaproponował nam stworzenie takiego wizerunku. Na początku odmówiłem. Miałem za mało wiedzy na tematy sakralne by zmierzyć się z tematem. Na szczęście znalazły się osoby, które wsparły mnie swoją wiedzą historyczną, teologiczną i dostarczyły materiały będące bardzo pomocne a nawet niezbędne do wykonania dzieła.

Natalia: Chodziło na przykład o to, by ubranie bł. Doroty nie było przypadkowe i odzwierciedlało nie tylko modę tamtych czasów, ale także mówiło coś więcej o charakterze postaci. W obrazie, szczególnie takim – sakralnym, przedmioty czyli atrybuty są bardzo ważne. By mógł powstać ten obraz malarzowi pomagał kilkunasto osobowy zespół.
Krzysztof: Ksiądz Prałat Ireneusz Bradtke był bardzo zadowolony z powstałego dzieła. Powiedział nam, że brakuje mu jeszcze obrazu Św. Wojciecha – Chrzciciela Gdańska. Za pracę zabrał się dokładnie ten sam zespół, co w przypadku obrazu bł. Doroty. Rozpoczęliśmy ten projekt, pomimo braku finansowania. Zupełnie nagle i niespodziewanie pojawił się u nas pan Mariusz Grzęda, który zaoferował swoją pomoc (choć o nią nie zabiegaliśmy). Byliśmy całkowicie zaskoczeni. Pan Mariusz Grzęda wraz z grupą przez niego wybranych osób sfinansował koszty materiałowe niezbędne do powstania tego dzieła.

Natalia: Nie znaliśmy wcześniej Pana Mariusza, to było niezwykłe doświadczenie. Teraz żartujemy, że spadł nam z nieba.

Okazuje się, że osoby, które nagle spadają z nieba, podobnie jak i te, które tkwią w przestrzeniach mogą być również natchnieniem dla artysty…

Krzysztof: To prawda!

Rozmawiał : Mateusz Marciniak

Reklama na portalu expressbiznesu.plReklama na portalu expressbiznesu.pl