Partnerzy

Wyszukiwarka

Biznes
God Save The British

Brytyjski rząd w ostatnich latach specjalizuje się w płataniu coraz to większych figli. W obliczu globalnego zagrożenia intryguje metodą na walkę z koronawirusem. Strategię Brytyjczyków na pokonanie niewidzialnego wroga można opisać w dwóch słowach – zderzenie czołowe. Pierwszy przypadek zarażenia koronawirusem w Wielkiej Brytanii wykryto 31 stycznia. 17 marca nastąpił największy – wykryty wzrost zarażenia, […]

Redakcja
2020-03-18
4 minuty czytania

Brytyjski rząd w ostatnich latach specjalizuje się w płataniu coraz to większych figli. W obliczu globalnego zagrożenia intryguje metodą na walkę z koronawirusem. Strategię Brytyjczyków na pokonanie niewidzialnego wroga można opisać w dwóch słowach – zderzenie czołowe.

Pierwszy przypadek zarażenia koronawirusem w Wielkiej Brytanii wykryto 31 stycznia. 17 marca nastąpił największy – wykryty wzrost zarażenia, który ujawnił 400 nowych przypadków. Na tle innych krajów europejskich stanowisko rządu brytyjskiego pozostało mówiąc delikatnie – bierne. Oficjalne komunikaty ograniczały się do wzmożonej dbałości o higienę. Centra handlowe, szkoły, urzędy, restauracje – wszelkie punkty usługowe działały jak w dni powszednie. Tego typu postępowanie doprowadziło do otwartej krytyki przedstawicieli rządów innych państw, które zarzucały Borisowi Johnsonowi brak radykalnych kroków oraz zbyt niską transparentność działań. W konsekwencji zwierzchnik brytyjskiego rządu zapowiedział codzienne konferencje prasowe, których celem jest poinformowanie opinii publicznej o etapie walki z rozprzestrzeniającą się epidemią. Na ostatniej z nich zakomunikował, że Wielka Brytania zbliża się do decydującej rundy starcia z wirusem.

Zanim jednak wyspiarze dowiedzieli się o wprowadzanych restrykcjach, ich strategia walki z pandemią była całkowicie odmienna od metod, które znamy z innych państw Starego Kontynentu. Sposobem na przezwyciężenie zagrożenia w zamyśle brytyjskich ekspertów było naturalne uodpornienie społeczeństwa z racji stosunkowo niskiej na tamten czas śmiertelności, z zachowaniem przy tym miejsc w szpitalach dla osób z najcięższymi objawami. Teoria związana z naturalnym uodpornieniem nie jest wyimaginowana. Aby tak się stało zarażeniu musi ulec przynajmniej 70% społeczeństwa. Biorąc pod uwagę dynamizm rozprzestrzeniania się epidemii – zarażenie tej liczby osób jest możliwe w stosunkowo niedługim czasie i wszystko pięknie, gdyby nie jeden szkopuł… Specjaliści nie są w stanie przewidzieć, które przypadki będą wymagały ponad tygodniowej hospitalizacji, a liczba miejsc pozostaje przecież ograniczona. W praktyce zastosowanie brytyjskiej koncepcji jest jawnym zesłaniem części obywateli na śmierć w imię walki o idee odporności zbiorowej. Po prawdzie chodzi o ułamek promila, czyli osoby w wieku senioralnym oraz te, o obniżonej odporności (chorzy onkologicznie, nosiciele AIDS, osoby po przeszczepach). Skąd zrodził się tak kontrowersyjny pomysł?

Znamy konkretną odpowiedź. Pomysł „zderzenia czołowego” narodził się w głowie Patricka Vallance – głównego doradcy Borisa Johnsona ds. nauki. Plan doradcy przedstawiciela UK polega na spowolnieniu procesu rozprzestrzeniania się epidemii. Co ciekawe – są ku temu naukowe podstawy. Otóż ekspert uważa, że COVID-19 jest chorobą sezonową, a to oznacza, że będzie powracać seryjnie w różnym stopniu natężenia. Biorąc pod uwagę skalę zarażeń o perspektywy czasowe – rozwiązania skupiające się na kwarantannach są tylko i aż rozwiązaniami doraźnymi. Tego rodzaju metody przynoszą oczekiwane skutki wyłącznie w sytuacji epidemii o zasięgu lokalnym. Za kontrowersyjną teorią przemawia fakt, że nie mamy jeszcze opracowanej skutecznej szczepionki, ani leków powstrzymujących rozwój choroby, zaś jak wynika z badań – 8 na 10 osób przechodzi jej konsekwencje w sposób bezobjawowy, bądź łagodny.

Opieszałe podejście brytyjskiego rządu do walki z epidemią z dnia na dzień wywoływało do tablicy kolejnych przedstawicieli środowiska naukowego. W efekcie – w sobotę, kilkuset reprezentantów świata nauki opublikowało dwa listy otwarte przywołujące rząd do podjęcia radykalnych kroków. Kluczowym dowodem apelu miała być krzywa świadcząca o porównywalnym poziomie rozprzestrzeniania się wirusa w takich krajach jak Włochy, Francja, Niemcy, czy Hiszpania. Odezwa kilkuset naukowców przelała czarę goryczy pośród społeczeństwa. W konsekwencji teoria odporności stadnej po cichu upadła. Pomimo obostrzenia ruchów rządowych Boris Johnson wciąż szokuje media. Ostatnio stwierdził, że jeżeli liczba ofiar koronawirusa w Wielkiej Brytanii nie przekroczy 20 tysięcy, będzie można uznać to za sukces, ponieważ będzie to mniej niż 2.5-krotność liczby ofiar sezonowej grypy. Na chwilę obecna liczbę ofiar spowodowanych epidemią w Wielkiej Brytanii szacuje się na 71 osób.

Mateusz Marciniak

Reklama na portalu expressbiznesu.plReklama na portalu expressbiznesu.pl