Lato w Polsce stoi festiwalami… także tymi nieoczywistymi
W moich podróżach z mikrofonem po kraju trafiłem na festiwal inny niż wszystkie. Ze sceny zobaczyłem tysiące gości festiwalowych; wieczorami odbyły się doskonałe koncerty znanych formacji muzycznych, a w dzień… degustacje szlachetnego trunku. Kultura związana z whisky w Polsce rośnie w siłę, a to między innymi za sprawą wydarzeń takich jak Festiwal Whisky w Jastrzębiej Górze – potężnej imprezie liczącej się w świecie. Z Andrzejem Kubisiem, […]
Redakcja
2022-10-03
5 minut czytania
W moich podróżach z mikrofonem po kraju trafiłem na festiwal inny niż wszystkie. Ze sceny zobaczyłem tysiące gości festiwalowych; wieczorami odbyły się doskonałe koncerty znanych formacji muzycznych, a w dzień… degustacje szlachetnego trunku.
Kultura związana z whisky w Polsce rośnie w siłę, a to między innymi za sprawą wydarzeń takich jak Festiwal Whisky w Jastrzębiej Górze – potężnej imprezie liczącej się w świecie.
Z Andrzejem Kubisiem, sprawcą tego festiwalowego zamieszania, spotkałem się dwa dni po wydarzeniu.
Emocje już opadły, Andrzeju?
Tak, zdecydowanie. Ochłonęliśmy już trochę.
Ja także. Tym bardziej, że dwa dni w trzydziestostopniowym upale dały trochę w kość (śmiech).
To fakt, pogoda się udała.
Wszystko się udało. Jestem pod wielkim wrażeniem. Fascynuje mnie łączenie kultury z biznesem. Tobie się to udało. Jak tego dokonałeś?
Trzeba sięgnąć do początków. My, rozpoczynając wiele lat temu ten festiwal, nie myśleliśmy o biznesie. Naszym celem było propagowanie kultury związanej z ogromną gałęzią przemysłu, jaką jest produkcja whisky, w tamtych czasach mało znanej w Polsce. Kiedy trzynaście lat temu otwieraliśmy Dom Whisky w Jastrzębiej Górze, ludzie wtedy tego totalnie nie rozumieli. Ale idąc za ciosem – skoro już wybudowaliśmy na końcu świata świątynię tego złocistego trunku, to naturalną drogą była i organizacja święta. A takim świętem jest właśnie festiwal, w którym uczestniczyłeś.
Dlaczego na końcu świata?
Bo w Jastrzębiej Górze.
To czemu nie np. w Trójmieście?
Gdyż ja stamtąd pochodzę.
Od początku przyciągałeś takie tłumy? Tegoroczną edycję odwiedziło ponad sześć tysięcy gości.
Nie, festiwal rozwijał się i rozwija. W pierwszym roku przyjęliśmy niewiele ponad tysiąc uczestników i oczywiście na mniejszym terenie. Z początku bardzo bałem się, jak polskie społeczeństwo zareaguje na nasz pomysł. Jaki będzie tego efekt. Z roku na rok uczyliśmy się, jak dobrać grupę docelową, aby taka forma festiwalu miała sens.
Dobierasz grupę przez cenę biletu?
Też. Odpowiednia cena biletu wstępu gwarantuje, że na terenie imprezy nie znajdą się osoby przypadkowe.
Zapraszasz koneserów?
Raczej tych, którzy przede wszystkim chcą się edukować. Nadrzędnym celem spotkania, poza rozrywką jest nauka. Gościmy wielu specjalistów z całej Europy. Prowadzą oni wykłady, szklenia, udzielają porad. Nasi goście przede wszystkim mają otrzymać potężną dawkę wiedzy. A co stoi na przeszkodzie, aby odbywało się to w przyjaznej, rozrywkowej atmosferze.
Byłem zaskoczony klasą i poziomem wydarzenia. Ale także (a może przede wszystkim?) nienagannym zachowaniem gości.
Bo oni wiedzą, po co przyjeżdzają.
To wróćmy do korzeni: skąd pomysł na tak nieoczywisty festiwal?
Interesuję się tym od ponad trzydziestu lat. Byłem człowiekiem, który – jeszcze jako nieletni – zamiast patrzeć na samochody czy modele samolotów, przyklejał nos do szyb wystawowych Pewexu lub Baltony, oglądając butelki.
Obsesja na ich punkcie?
Pewnie trochę tak.
Do dzisiaj?
(Śmiech) Tak, do dzisiaj, tak. I w ten sposób zrobiłem z pasji sposób na życie. Nie męczę się chodząc do pracy, gdyż robię to, co kocham.
Były momenty zwątpienia w czasie budowy tego imperium z festiwalem na czele?
Nie, Tomek, nie było. Szczerze mówię. To zawsze była wielka frajda. Obserwować jak polski klient uczy się tego tematu. Dla przykładu: nasz sklep internetowy, kiedy zaczynaliśmy, wysyłał kilka paczek tygodniowo, teraz to kilkaset dziennie.
Poza kraj także?
Także, około 28 procent przychodów firmy to rynek zagraniczny.
To jeśli jesteśmy przy temacie innych krajów: jak Polska plasuje się pod względem kultury whisky? Jesteśmy bardzo z tyłu?
Jesteśmy nieprawdopodobnie wysoko. W ostatnich pięciu latach poszybowaliśmy niesamowicie w górę.
A kim są goście? Przyglądałem im się w czasie koncertów wieczornych. Bawili się doskonale, na twarzach gościły uśmiechy. Mimo iż było tłoczno, czułem się bezpiecznie.
Nasi goście to przekrój społeczeństwa. W większości to goście zamożni, ale tak, jak wcześniej mówiłem, to osoby, które wiedzą, po co tam przyjechały. Wiedza i rozrywka to podstawa. A to wszystko w pięknym miejscu, praktycznie nad samym morzem w Jastrzębiej Górze. Część uczestników rezerwuje ten czas w swoich kalendarzach co roku. To stali bywalcy.
Masz konkurencję?
Nie mam. I jestem szczęśliwy, gdyż od partnerów zagranicznych zbieram komplementy, że nasz festiwal wyróżnia się na mapie innych takich imprez w świecie. Naszym dodatkowym atutem jest to, iż wydarzenie odbywa się w plenerze. Podobne imprezy w Londynie, Paryżu czy w Nowym Jorku są schowane pod dachami i bardziej przypominają targi branżowe. Scena na otwartym powietrzu, stanowiska partnerów ulokowane pod chmurką dają wrażenie przestronności i wyzwalają niezobowiązującą atmosferę. Dlatego możemy to wydarzenie nazywać Festiwalem.
Zgadzam się, że było czuć ducha zabawy. Jaka jest twoja najważniejsza cecha, która pomogła osiągnąć ci sukces?
Nigdy nie kierowałem się rachunkiem ekonomicznym. Był on zawsze dla mnie na drugim miejscu. Najważniejsi byli i są ludzie. Zdaję sobie sprawę, że przy budowie konceptu artystycznego czy biznesowego najważniejszym dobrem jest człowiek i moje relacje z nim. To fundament, na którym można wiele wybudować.
Otóż to! Dziękuję za rozmowę i szczerze gratuluję dobrej kulturalnej imprezy jaką jest Twój festiwal.