Partnerzy

Wyszukiwarka

Lifestyle
Jestem stworzony do robienia wielkich rzeczy

Podróżnik, sportowy ambasador gminy Kosakowo, drugi zawodnik świata w pływaniu na canoe. O zrealizowanych projektach i planowanych wyprawach z Marcinem Gienieczko rozmawia Anna Walk. Ustanowił Pan rekord Guinnessa za najdłuższą samotną wyprawę w canoe, pieszo przeszedł Pan Syberię Przybajkalską, a Wisłę przepłynął pontonem. Co stanowiło dla Pana największe wyzwanie? Bez wątpienia największym wyzwaniem był dla […]

Redakcja
2018-11-25
5 minut czytania

Podróżnik, sportowy ambasador gminy Kosakowo, drugi zawodnik świata w pływaniu na canoe. O zrealizowanych projektach i planowanych wyprawach z Marcinem Gienieczko rozmawia Anna Walk.

Ustanowił Pan rekord Guinnessa za najdłuższą samotną wyprawę w canoe, pieszo przeszedł Pan Syberię Przybajkalską, a Wisłę przepłynął pontonem. Co stanowiło dla Pana największe wyzwanie?

Bez wątpienia największym wyzwaniem był dla mnie wielkie triathlon przez Amerykę Południową, w którego trakcie przejechałem rowerem 700 km, przepłynąłem w canoe 5 980 km i przebiegłem 80 km. Część trasy przez Amazonkę, począwszy od miejscowości San Francisco do Atalaya, pokonałem w duecie. Od Atalaya do Belem płynąłem samotnie z wyłącznie jedną przerwą, kiedy musiałem skorzystać ze wsparcia partnera. Uważam, że to właśnie ten etap wyprawy był najbardziej niebezpieczny. Musiałem przepłynąć przez strefę zagrożoną atakami pirackimi, gdzie napadnięty został między innymi Aleksander Doba. Natknąłem się na sporo zagrożeń, ale najtrudniejsze okazały się relacje międzyludzkie. Ciężko było między innymi przezwyciężyć bariery językowe. Nadto w niektórych regionach Ameryki Południowej nadal panuje przekonanie, że biali ludzie porywają indiańskie dzieci, co stanowiło dla mnie dodatkowe utrudnienie.

Zaczynał Pan od wędrówek po Bieszczadach i Tatrach. Kiedy po raz pierwszy pojawiło się marzenie o dalekich podróżach.

Inspirację do podróżowania znalazłem w książkach, które niegdyś bardzo intensywnie pochłaniałem. Swoją pierwszą wyprawę zorganizowałem w roku 1997. To była rowerowa podróż dookoła kraju, która niestety, ale z powodu powodzi na południu Polski nie zakończyła się sukcesem. Mimo porażki podjąłem się organizacji kolejnych wypraw.

Na swoim koncie ma Pan mnóstwo ekstremalnych ekspedycji, chociażby wspominany wcześniej triathlon przez Amerykę Południową. Skąd bierze Pan pomysły na kolejne wojaże?

Moje wyprawy są konsekwencją przemyśleń, pozyskiwania pozwoleń i całego procesu organizacyjnego. Tu nie ma mowy o przypadku. To są zbyt duże przedsięwzięcia i wyzwania, aby liczyć na łut szczęścia, czy też pomyślne zrządzenia losu.

Którą podróż nazwałby Pan podróżą swojego życia? Która wyprawa dostarczyła Panu emocji, na których myśl nadal przechodzą Panu ciarki po plecach?

Trzy wyprawy są podróżami mojego życia. Na pewno zaliczyć należy do nich wspomniany wielki triathlon przez Amerykę Południową. Wcześniej podobnym osiągnięciem mogą poszczycić się wyłącznie dwie osoby. Bardzo spektakularne było samo przepłynięcie przez Amazonkę, największą rzekę świata. To, że udało mi się to zrobić, spowodowało, że zrozumiałem, iż jestem stworzony do wielkich rzeczy. Do swoich wypraw życia zaliczam również podwójny trawers Gór Mackenzie. 1000 km, z czego 610 km samotnie, udało mi się przemierzyć w 44 dni. W lipcu tego roku zdobyłem tytuł drugiego zawodnika świata w pływaniu na canoe. Przepłynąłem Jukon na dystansie 1600 km w siedem dni i dziewięć godzin. Na część 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości płynąłem na łódce Independent Poland, której byłem kapitanem.

Choć jest Pan ciągle w podróży, to mocno związany jest Pan z gminą Kosakowo? Dlaczego akurat ta część Pomorza jest dla Pana tak ważna?

Nie ważna, a najważniejsza. To jest tak, że każdy z nas w końcu znajduje swoje miejsce na Ziemi. Ja urodziłem się w Kętrzynie, a ponadto to mieszkałem w Olsztynie, Poznaniu, Warszawie, gdzie studiowałem, Gdańsku, Gdyni, czy też w Whitehorse na Jukonie oraz Anchorage na Alasce, a dom kupiłem na terenie gminy Kosakowo, w której całkowicie się zakochałem. Uwielbiam przestrzeń, przyrodę i wodę, a tutaj nad Zatoką Pucką mam wszystko to, co jest mi tak bliskie. Doskonale odnalazła się tu również moja rodzina, która obecnie nie wyobraża sobie tego, by mieszkać gdzieś indziej.

Prowadzi Pan spotkania z uczniami, organizuje warsztaty motywacyjne dla firm. Co jest głównym celem tego typu spotkań?

Dzieciom pragnę pokazać najważniejsze wartości. To, że nie liczy się czas spędzony przed komputerem, ale czas poświęcany na rozwój. Młodzież zachęcam do uprawiania sportu i tzw. zdrowej rywalizacji. Organizuje też spotkania dla firm z zakresu wewnętrznej motywacji. Na bezpośrednim spotkaniu autorskim poruszam kwestie, które mają na celu na wzbogacanie osobowości, światopoglądu, czy też funkcjonowania w sytuacjach stresowych

Wśród podróżników istnieje wiele autorytetów. Kto dla Pana jest takim guru w dziedzinie osiągania czegoś, co zdaje się nieosiągalne?

Jest jedna osoba, która stanowi dla mnie inspirację. To Mike Horn, pochodzący z RPA Szwajcar, który dokonał mnóstwo wielkich rzeczy. Dwukrotnie opłynął świat i zdobył między innymi Biegun Północny nocą, czy też cztery ośmiotysięczniki. Jego dokonania są dla mnie ważne, ale nie najważniejsze. Mike Horn jest przede wszystkim osobą, która ma podobne do moich wartości, ustabilizowane życie rodzinne i analogiczne zainteresowania. W czołówce najlepszych podróżników utrzymuje się już trzydzieści lat. To osiągnięcie, które bardzo mi imponuje.

Co dalej? Czy już kolejna wyprawa jawi się na horyzoncie?

Obecnie moim celem jest podwójny trawers Grenlandii, czyli 1200 km tam i z powrotem. Chcę też zdobyć biegun południowy – dojść na niego i wrócić, co daje w sumie 2400km przez Antarktydę na nartach. To ma być kulminacja mojego życia sportowego, eksploracyjnego, bo większej rzeczy nie można już zrobić. Honorowy patronat nad tym przedsięwzięciem objął Polski Komitet Olimpijski.

Reklama na portalu expressbiznesu.plReklama na portalu expressbiznesu.pl