Partnerzy

Wyszukiwarka

Najnowsze
Kabaret Hrabi nakręca pozytywna energia widowni

Bilety na Kabaret Hrabi sprzedają się jak ciepłe bułeczki. Artyści, którzy stronią od polityki i niesmacznych żartów przyciągają tłumy. Jan Englert powiedział o nich, że są najbardziej inteligentnym, kulturalnym oraz profesjonalnym kabaretem w kraju. Mało kto wie, że współtwórca grupy Dariusz Kamys część życia spędził na Pomorzu. Razem z Joanna Kołaczkowską opowiadają nam o początkach, […]

Redakcja
2023-02-10
11 minut czytania

Bilety na Kabaret Hrabi sprzedają się jak ciepłe bułeczki. Artyści, którzy stronią od polityki i niesmacznych żartów przyciągają tłumy. Jan Englert powiedział o nich, że są najbardziej inteligentnym, kulturalnym oraz profesjonalnym kabaretem w kraju. Mało kto wie, że współtwórca grupy Dariusz Kamys część życia spędził na Pomorzu. Razem z Joanna Kołaczkowską opowiadają nam o początkach, nie tylko kabaretu.

Chciałbym zapytać o Wasze początki znajomości. Bo przecież jesteście rodziną.

Dariusz Kamys: Jesteśmy szwagrami.

Podobno pierwszy raz spotkaliście się na cmentarzu.

Joanna Kołaczkowska: W ogóle nie spotkałam się z Darkiem. Tylko go widziałam. Siostra pokazała mi go na cmentarzu w dniu Wszystkich Świętych. Był w białej koszuli, cieniutkim krawacie. Do tego miał wąskie, czarne spodnie. Kto wówczas tak chodził ubrany? Nikt.

Darek Twoje początki na scenie zaczęły się od esperanto?

DK: Mieszkałem we wsi Suchy Dąb, koło Gdańska. Kiedy szedłem do szkoły podstawowej, to nauczyciele wymyślili, że na apelu jakiś uczeń zaśpiewa piosenkę w języku esperanto, który wtedy był modny. Wypadło na mnie i nauczyłem się. Do tej pory to pamiętam.

JK: Zobaczcie, jak daleko poszły skutki. Nauczyłeś się, bo zostałeś zmuszony. Teraz nam to przekazałeś. Cały Kabaret Potem, Kabaret Hrabi i masa ludzi znają tę piosenkę. Nie raz ją śpiewaliśmy.

Piosenka była początkiem Darka na scenie. Jak było w Twoim przypadku Joanno?

JK: W szkole starałam się zwrócić na siebie uwagę. Najlepiej robi się to w trakcie lekcji. Byłam najmniejsza w klasie. Mówili na mnie kruszyna. Kiedy nauczycielka się odwracała, to kruszynka szalała. Doklejałam sobie czarny ząb z pomalowanej karteczki. W ten sposób wszystkich rozśmieszałam. Uwielbiali mnie za to. Lubiłam skupiać na sobie uwagę i to mi zostało do dziś. Choć muszę przyznać, że jestem wstydliwa. Na szczęście kiedy wychodzę na scenę, to wstyd kompletnie przestaje istnieć. Wówczas jestem w stanie bardzo dużo zrobić. Uwielbiam ten moment, kiedy ludzie się na mnie patrzą.

DK: Ukuliśmy w Hrabi takie wyobrażenie, że Aśka jest dzikiem scenicznym. Zobrazowaliśmy sobie, że wozimy ją w dużym samochodzie. Na trzy sekundy przed występem otwieramy tylne wrota i wtedy ona wszystko roznosi.

JK: Wyjście na scenę, rozśmieszanie to są inne emocje. Wtedy wiem, że to służy ludziom. W takich chwilach czuję dziką przyjemność oraz absolutny zew.

Darek powiedział w jednym z wywiadów, że jesteś osobą cichą i się nie wybijasz na imprezach.

JK: Nie lubię. Nie przepadam za bankietami, dużymi imprezami. Raczej z nich uciekam. Lubię małe grona, gdzie czuję się bezpiecznie. Wtedy potrafię wodzić prym i jestem odważna.

To, co Ci daje poczucie bezpieczeństwa na scenie? Przecież na widowni są tłumy.

JK: No właśnie, jak tylko zyskałam świadomość tego, to wciąż się nad tym zastanawiam. Nie wiem, czemu tak się dzieje.

DK: Mogę zaryzykować teorię?

JK: Proszę.

DK: To jest teren Twoich kompetencji. Prawdopodobnie to jest wynikiem tego, że wychodzisz na scenę i absolutnie panujesz nad tym, co się tam dzieje itd. Poza tym jak otrzymujesz tak dużą dawkę pozytywnej energii od publiczności, to to Cię nakręca.

JK: Kiedy wychodzę na scenę i trzeba rozruszać widownie budzi się we mnie dusza wojownika. Uruchamiają się dodatkowe zasoby, mam poczucie, że żyję. Jestem zupełnie inna na scenie niż w życiu. To jest niesamowite.

Darek Ty podobno także nie wierzyłeś za bardzo w siebie? Jak to możliwe?

DK: To proste. Nie lubię patrzeć na siebie w pierwszych programach Kabaretu Potem. Byłam okropny. Mówiłem podwyższonym głosem, takim trochę śmiesznym. Byłem wypłoszem. Pamiętam przełomową PAKĘ. Jacek Fiedorowicz przyszedł i powiedział, że nareszcie może na mnie patrzeć. Wcześniej nie mógł. W pewnym momencie udało mi się okiełznać wszystkie demony i zrobić skok jakościowy.

Joanno powiedz, jak można spędzać wagary w toalecie?

JK: Notorycznie uciekałam z lekcji w szkole podstawowej. Toaleta była azylem, tam się zamykałam i nikomu nie otwierałam. Wypisywałam różne rzeczy na ścianach. Wyskrobywałam ostrym: napisy, daty, liczbę godzin, kiedy tam byłam. Bardzo ważne były daty. Chciałam zaznaczyć własne miejsce. Nawet kiedy po 40 latach odwiedziłam szkołę poszłam do toalety w nadziei, że te napisy jeszcze są. Niestety, była po remoncie.

Jak trafiłaś do kabaretu?

JK: Byłam na pierwszym roku studiów pedagogiki kulturalno-oświatowej w Zielonej Górze, obecnie Uniwersytet Zielonogórski. Darek właśnie skończył te studia. Poszłam tam, gdzie szwagier, bo bałam się w inne miejsca. Nie wierzyłam w siebie. Na uczelni był Klub Gęba…

DK: Zacząłem tam pracować jako kierownik.

JK: Przyszłam do klubu i zobaczyłam, jak ćwiczy Kabaret Potem. Patrzyłam na nich. Kompletnie do głowy mi nie przyszło, że też mogę znaleźć się w kabarecie. Nawet nie miałam takiego pragnienia. Po prostu ich podziwiałam. Oglądałam na scenie. Bardzo mi się podobali. Pewnego razu, kiedy szliśmy na zajęcia z Adamem Nowakiem do Mrowiska, oddziału uczelni, powiedział mi, że będzie w drugim garniturze, w kabarecie, który właśnie zawiązał się za przyczyną Darka i Władka Sikory, i że potrzebują kobiety.

DK: Zrobiłem program na bazie poezji socrealistycznej: „Wio pegazie na ugory” i poszedłem do wojska. Powiedziałem Władkowi, żeby zrobił z tego kabaret, aby się nie zmarnowało.

JK: Kabaret Potem już nie istniał, a Władek miał roczną przerwę. Zajął się tym. Szukali dziewczyny do programu. Bardzo się zdziwiłam, jak Adam powiedział, żebym przyszła na przesłuchanie w klubie Gęba. Poszłam. Na miejscu nie było innych dziewczyn. Więc mnie przesłuchali. Kazali przeczytać kawałek tekstu. Pamiętam, że przeczytałam tylko tytuł i autora tekstu i już się zaśmiewali. Pomyślałam, że chyba jest dobrze. To mnie podkręciło. Cokolwiek potem zrobiłam, to mówili, że jest super. Nie wiedziałam dlaczego, ale na szczęście byłam powtarzalna. Jeśli zrobiłam coś dobrze raz, to potem powtarzałam na tym samym poziomie. To jest bardzo ważna cecha w kabarecie.

DK: To jest bardzo ciekawe, jaką drogę przeszła Aśka w kabarecie. Bo na początku grała intuicyjnie, jakby nie mając świadomości grepsów…

JK: Nie zastanawiałam się nad treścią.

DK: Miała genialną intuicję. Teraz jest absolutnie świadoma tego, co robi. Do tego stopnia, że potrafimy grać skecz i grając rolę potrafi kogoś delikatnie przeciągnąć w stronę światła, bo zauważyła, że jest niedoświetlony.

Byliście dziećmi, które lubiły żartować z innych?

JK: Z innych nie, jeżeli już to z siebie.

DK: Jakoś nie miałem takich inklinacji kabaretowych. To zupełny przypadek, że na studiach się w tym odnalazłem. Choć lubiłem robić coś więcej, niż trzeba było w czasach szkolnych. W szkole średniej z serdecznym kolegą Liskiem chodziliśmy do liceum zawodowego. Stwierdziliśmy, że nic się nie dzieje. Pomyśleliśmy, że byłoby dobrze, gdybyśmy zrobili samorząd szkolny. Zaczęliśmy cały proces. Przeprowadziliśmy kampanię itd. Finalnie udało się wybrać samorząd. Lisek został przewodniczącym, a ja zastępcą. Wybrali nas, aby mieć spokój. Organizowaliśmy dyskoteki, żeby coś się działo. Jednak czegoś mi brakowało. Poszedłem do klubu i trafiłem do kabaretu.

JK: Mnie się wydaję, że do kabaretu trafiają osoby, które w dzieciństwie i młodości nie były zbytnio ekspansywne, ani nie startowały w konkursach. Nie recytowały poezji, nie śpiewały. Talenty odkrywały dopiero jak trafiły do kabaretu.

Polityka, seks nie jest tematem Waszych żartów. Dlaczego stronicie od nich?

DK: Do tego dochodzą sprawy religii, wiary. Nie chcielibyśmy w żaden sposób urazić kogoś naszą twórczością. Chcemy ludziom nieść radość, bawić ich. Nie chcemy kosztem jednych bawić innych.

JK: Proszę zwrócić uwagę, jak dotykanie polityki w kontekście rozśmieszania spłaszczyłoby to, co robimy oraz sposób spojrzenia na naszą sztukę. Mamy poglądy. Bierzemy udział we wszystkim, co chcemy i tym się zajmujemy. Jednak myślę, że nie czulibyśmy tego na scenie. To nie jest nasze.

DK: Polityka kojarzy się z czymś smutny, ponurym. To nie jest jakiś fajny, kolorowy świat. Często ludzie, przychodząc na nasze spektakle, aby odpocząć od tego świata. Oderwać od tej rzeczywistości, także politycznej.

Z czego czerpiecie największą inspirację?

JK: No oczywiście z doświadczeń i z tego, co nas spotyka, kogo poznajemy. Nawet najdrobniejsza sytuacja, rozmowa może być początkiem ciekawej sceny, a nawet całego skeczu.

Czy jest jakiś przepis na dobry skecz?

JK: Nie ma takiego przepisu.

DK: To nie jest nic magicznego. Przychodzi taki błysk w głowie, że wpadamy na pomysł.
Często się siada i łatwo pisze skecz. Można to nazwać natchnieniem. Wtedy zazwyczaj skecze mają lekkość i są zabawniejsze, ale są też takie wymęczone i wykombinowane. Natomiast nie ma recepty na dobry skecz kabaretowy.

O czym marzy Kabaret Hrabi?

JK: O zdrowiu, proste marzenie. Proste, chłopskie marzenie.

DK: Z tego co obserwujemy, nie jest źle z potencjałem twórczym u nas, bo od tylu już lat dajemy sobie radę. Wciąż są pomysły, chęci i energia do tworzenia. Do tego wszystkiego właśnie potrzebne jest zdrowie.

Dlaczego nie występujecie w telewizji?

JK: Telewizja wszystko psuje.

DK: Najbardziej pasują żywe występy. Telewizja była potrzebna, żeby pokazać, że istnieje kabaret. Choć nie była celem samym w sobie. Jeśli komuś spodobały się nasze skecze w telewizji, to przyszedł na spektakl. Natomiast od pewnego czasu nie mamy z tym problemów. Nasza widownia była na tyle duża, że ludzie przychodzili na dwa spektakle dziennie.

JK: Bo ciężko jest pokazać dobrze pod względem technicznym występ, który na żywo jest 100 razy lepszy. W telewizji zostaje marne 30 procent tego przekazu. Byliśmy przygotowywani. Mieliśmy zawsze próby z telewizją i to nigdy nie wychodziło według naszych wyobrażeń.

Sumując wasze doświadczenie na scenie to wychodzi 70 lat. Czy w ciągu tej całej pracy, rozmów, wywiadów, jest pytanie, które chcielibyście, żeby ktoś je zadał, a nigdy nie padło?

DK: Tak jest jedno. Mógłby Pan podać numer konta bankowego? Bo chciałbym dokonać większego przelewu. Oczywiście żartobliwie. Mogę powiedzieć, jakich nie lubimy pytań. Chociaż to już się rzadko zdarza. Skąd nazwa Kabaret Hrabi? Skąd bierzecie pomysły?
JK: Jak Pani jako jedyna kobieta czuje się w kabarecie? To już było dawno. Nie ma chyba takiego pytania, które chcielibyśmy usłyszeć. Natomiast kiedy słyszymy, że ktoś nas zapyta po raz pierwszy o coś, to od razu reagujemy z widocznym entuzjazmem.

Dlaczego warto przeczytać książkę Hrabi. Duszkiem tak!?

JK: Nikt nie pytał o to. Dlaczego warto przeczytać? Jeśli ktoś nas lubi, to pozna nas jeszcze lepiej. Opowiadamy m.in. o sposobach tworzenia programów kabaretowych. Jest także dużo informacji o naszych wzajemnych relacjach.

DK: To fajna książka, bo jest dowodem na to, że pasja w życiu może doprowadzić do takich fajnych rzeczy. Życie, w którym kierujemy się pasją, po prostu staje się ciekawsze.

Rozmawiał Dawid Majakowski, zdjęcia materiał prasowy

Cytat:
Jan Englert powiedział o nich, że są najbardziej inteligentnym, kulturalnym oraz profesjonalnym kabaretem w kraju.
Maciej Stuhr powiedział, że Hrabi jest tylko jeden. Reszta kabaretów mogłyby nosić takie nazwy jak: Pół Hrabi, Ćwiartka Hrabi lub Daleko od Hrabi. W ogóle scena kabaretowa zaczyna się od Hrabi, a potem nic.

[envira-gallery id=”16494″]

Reklama na portalu expressbiznesu.plReklama na portalu expressbiznesu.pl