Partnerzy

Wyszukiwarka

Lifestyle
Przewodnik XXI wieku w czerwonym meloniku

Z Elizą Wasiewicz, która zawodowo opowiada o przeszłości, nawiązuje do teraźniejszości i chwali się przyszłością miasta, rozmawiamy o  wycieczkach w trybie VIP, czerwonym meloniku, Stingu i pierogach. A także o tym, jak można pokazywać Gdańsk i czemu ta praca nigdy się nie nudzi.

Redakcja
2024-05-06
7 minut czytania

Z Elizą Wasiewicz, która zawodowo opowiada o przeszłości, nawiązuje do teraźniejszości i chwali się przyszłością miasta, rozmawiamy o  wycieczkach w trybie VIP, czerwonym meloniku, Stingu i pierogach. A także o tym, jak można pokazywać Gdańsk i czemu ta praca nigdy się nie nudzi.

Lubi się Pani wyróżniać?

Przewodnik powinien się wyróżniać i być widziany przez innych. Skomplementowano mnie kiedyś nawet, że ubieram się w kolory Królowej Elżbiety. Ona też stawiała na zdecydowane odcienie. Lidera grupy-przewodnika, tak jak monarchę, musi być widać w tłumie. Nie można mnie zgubić. Dlatego wybrałam czerwień i jej odcienie. Charakterystyczny jest mój czerwony melonik oraz czerwony stylizowany retro pojazd. Mam niepodrabialny styl, którego nie da się skopiować. Zauważył to również śp. Prezydent Paweł Adamowicz. Na spotkaniu w 2018 roku powiedział do mnie: „Pani Elizo wyznaczyła Pani standardy obsługi turystów”. Świadkiem tych słów była m.in. Aleksandra Dulkiewicz, obecna Pani Prezydent Gdańska. Jestem dumna z tego komplementu.

Co jest Pani wizytówką?

Najważniejszy element to retro auto i moja dwugodzinna autorska wycieczka, którą proponuję turystom. Takie kompendium najciekawszych miejsc w Gdańsku. Bywa, że jeździmy i chodzimy po Gdańsku przez cały dzień. Odwiedzamy Górę Gradową z panoramą miasta, Stare Miasto, Główne Miasto, Wyspę Spichrzów, zrewitalizowane tereny postoczniowe. Bywa, że w wycieczce biorą udział przedstawiciele kilku pokoleń i dzięki przejażdżce pojazdem, odwiedzamy ich sentymentalne i nostalgiczne miejsca. Goście poznają historię miasta, ale też własnej rodziny.

Jacy klienci korzystają najczęściej z Pani usług i czego oczekują?

Trafiają do mnie głównie osoby z rekomendacji. Oprowadzałam między innymi gości Prezydentów Lecha Wałęsy i Pawła Adamowicza, a także sportowca Marcina Gortata, kompozytora Ennio Morricone, czy byłego Prezydenta Bułgarii Żelju Żeliewa. Bywa, że mam gości pod opieką przez kilka dni i wtedy pełnię funkcję gospodarza-opiekuna.

W jaki sposób indywidualizuje Pani wycieczki?

Zawsze dostosowuję program do grupy. Jeżeli mam oprowadzać lekarzy, poruszam wątki naukowo-medyczne. Biznesmeni i inwestorzy są bardziej zainteresowani terenami zrewitalizowanymi w mieście. Gościom z Niemiec staram się więcej opowiadać o Gunterze Grassie. Oczywiście zawsze dopasowuję przekaz do specyfiki wizyty moich Gości. Najczęstszymi kryteriami są: przynależność do grupy zawodowej, zainteresowania, wiek i narodowość. Miewam gości ze Stanów Zjednoczonych, którzy mają korzenie polskie czy żydowskie. Wtedy w mojej narracji uwzględniam te elementy historii i kultury.

Czy zdarzają się prośby bardziej szczególne od innych?

Aktualnie opracowuję szczegóły oferty – wycieczki Premium, dla gości biznesowych VIP, która zawiera m.in. rejs luksusowym katamaranem z Sopotu do Gdańska, angielskojęzyczne szanty na pokładzie, degustację wina, zwiedzanie Europejskiego Centrum Solidarności oraz kolację z Prezydentem Lechem Wałęsą w jednej z prestiżowych, historycznych lokalizacji w Gdańsku.

Jak wygląda organizacja wycieczek?

Po latach pracy u przewodnika wyrabia się tzw. inteligencja emocjonalna. Widzę i wyczuwam potrzeby gości. Między słowami odczytuję, czego oczekują. W moim zawodzie ważne są kontakty, gdyż to ułatwia organizację wycieczek i pobytów Gości. Ważne wizyty są organizowane kilka miesięcy naprzód. Szczególnie te wysokobudżetowe, wymagające dopracowania szczegółów. Zróżnicowanie wycieczek z intensywnym programem od A do Z i takich luźniejszych określiłabym w proporcjach 50/50. Organizacja tych pierwszych to praca mocno wymagająca od strony logistycznej. Mam grupy z Izraela, których wizyta zaplanowana jest na 10 – 14 dni i cały ten czas intensywnie poświęcony jest na zwiedzanie oraz korzystanie z atrakcji.

Jakie są cechy dobrego przewodnika?

W tej pracy potrzebna jest elastyczność, kreatywność i dyspozycyjność, a także otwartość na potrzeby innych. Ważna jest również komunikatywność, umiejętność „small talku” na każdy temat, brak barier w kontaktach. Trzeba wiedzieć, o czym i jak rozmawiać, by gość miło spędził czas. Natomiast głównym celem jest to, by pozostawić mu nie tylko dobre wspomnienia, ale sprawić, by chciał wrócić. Przewodnik jest ambasadorem miasta. Ten zawód to pewnego rodzaju misja. Można spotkać nawet przewodników w bardzo dojrzałym wieku, którzy nie rezygnują z oprowadzania, wciąż pracując z ogromną pasją. Cieszę się również z tego, że pasję oprowadzania zaszczepił we mnie mój Tato Mieczysław, który oprowadzał kiedyś Gości po Stoczni Gdańskiej. Również moja Mama Tamara połknęła „przewodnickiego bakcyla”, więc często oprowadzamy turystów razem.

Co sprawia Pani radość w tej pracy?

Każdy dzień to otwieranie nowej „ludzkiej” książki. Moi klienci opowiadają mi, czym się zajmują, jakie mają pasje. To jak czytanie kolejnych autobiografii. Nigdy się „ten sam rozdział” nie powtarza, a tym samym nie nudzi. Moi goście są osobami nietuzinkowymi. Ci, którzy korzystają z usług przewodnika, są zwykle bardziej świadomi, otwarci i ciekawi świata. Wiedzą, że bardziej przewodnik, a nie aplikacja, pokaże im nieschodzone szlaki, zorganizuje dopasowane do potrzeb atrakcje. Często są to też ludzie zamożni, którzy po prostu nie zajmują się taką logistyką samodzielnie, tylko zlecają to specjalistom, w pewnym sensie lokalnym ekspertom.

Czy goście proszą o wskazanie dobrych miejsc kulinarnych?

Owszem, ale często to ja wcześniej wychodzę też z taką inicjatywą i gdy dostaję zapytanie o samą wycieczkę, dopytuję, czy zarekomendować jakieś miejsca na kawę z polskim jabłecznikiem, czy ciekawą tematyczną kolację. Restauracje polecam zgodnie z preferencjami gości. Dopasowuję je do ich potrzeb: czy sala ma być na wyłączność, czy nie, z widokiem na morze czy na rzekę. Jest dużo istotnych elementów, o które należy zadbać, rekomendując konkretną restaurację.

Czym najlepiej nakarmić gości?

Swoim klientom nie doradzę, gdzie jest dobra pizza, czy burgery, bo po to mogą się wybrać do Włoch albo USA. Ja im podpowiem, gdzie zjeść dobre pierogi, polskie zupy i inne lokalne specjały. Jestem kulinarną patriotką. Poszłam trochę za ciosem i rozszerzyłam działalność o organizację lepienia pierogów dla gości z zagranicy. Wtedy występuję w stroju kaszubskim. Myślę, że takie gotowanie lokalnych potraw z miejscowymi kucharzami jest doskonałą przygodą. Takie lokalne doświadczenie kulinarne: zupa tajska w Tajlandii, rytuał herbaty, czy sushi w Japonii i właśnie lepienie pierogów w Polsce.

Jak jeszcze można zareklamować Gdańsk i Polskę?

Poprzez wszystkie zmysły. Podczas mojej wycieczki można powąchać, jak pachnie bursztyn w ekskluzywnych perfumach, dotknąć go, by poznać fakturę przed i po oszlifowaniu. Spróbujemy też, jak smakuje polski ser z Kaszub w upieczonym serniku. Obejrzymy wspaniałe zabytki. Posłuchamy muzyki Chopina czy ratuszowego carillonu. Kiedy podróżujemy,  doświadczamy sensualnie.

Czy przydarzyło się Pani kiedyś coś zabawnego lub wyjątkowego na wycieczce?

Tak, na przykład spotkanie ze Stingiem. Wydarzyło się to w 2011 roku, podczas oprowadzania grupy biznesmenów. Szliśmy ulicą Mariacką we wczesnych godzinach porannych. Po wypatrzeniu samotnie idącego artysty wiedziałam, że muszę go zaczepić, bo w końcu ile razy w życiu, można spotkać Stinga na Mariackiej? Mam jego autograf i zdjęcie wraz z całą grupą. To było niezapomniane doświadczenie.

Rozmawiała: Dorota Lińska – Złoch

fot. materiały prywatne

Reklama na portalu expressbiznesu.plReklama na portalu expressbiznesu.pl