Teatr Muzyczny w Gdyni postanowił przenieść jedno z dzieł literackich uważanych za polskie dobro narodowe na deski teatralne. Już niedługo widzowie będą mieli okazję ujrzeć Quo vadis w wersji musicalu.
Teatr Muzyczny w Gdyni postanowił przenieść jedno z dzieł literackich uważanych za polskie dobro narodowe na deski teatralne. Już niedługo widzowie będą mieli okazję ujrzeć Quo vadis w wersji musicalu.
Teatr Muzyczny w Gdyni postanowił przenieść jedno z dzieł literackich uważanych za polskie dobro narodowe na deski teatralne. Już niedługo widzowie będą mieli okazję ujrzeć Quo vadis w wersji musicalu.
Quo vadis Henryka Sienkiewicza jest powieścią znaną chyba każdemu. Choć współczesne opinie na jej temat są podzielone. Z jednej strony jest uważana za polskie dobro narodowe, noblowskie osiągnięcie polskiego powieściopisarza, które przyniosło mu światową sławę i zostało przetłumaczone na 57 języków. Niektórzy wręcz otaczają tę książkę czcią m.in.: ze względu na jej religijny wydźwięk.
Wartka akcja, krwiste postacie, wyrazisty wątek miłosny, efektowne przemiany bohaterów, ciekawa polemika tego, co przemija z tym co nadchodzi oraz krwawe widowiska tworzą estetyczną i znaczeniową mieszankę, która od lat potrafi porwać czytelników. Jeśli dodać do tego atrakcyjne realia starożytnego Rzymu – sukces wydaje się oczywisty. Z drugiej strony książka ma wielu krytyków. Główne zarzuty dotyczą przedstawienia rodzącego się chrześcijaństwa w zbyt wyidealizowany sposób. Przez co opowieść traci pazur i osuwa się bajkę.
– Quo vadis to epopeja, która aż prosi się, aby przenieść ją na srebrny ekran lub deski sceniczne. Być może właśnie musical – jako forma teatru totalnego – będzie w stanie sobie poradzić z jej rozmachem, wielowątkowością, licznymi bohaterami, żarliwymi uczuciami, przemianami religijnymi, społecznymi i politycznymi. Powieść wydaje się wręcz zapraszać realizatorów, by ją ekranizowano i przenoszono na scenę. Jednak efekty podjętych już prób często były dyskusyjne, delikatnie mówiąc – mówi Wojciech Kościelniak, reżyser musicalu.
To, co w książce ostre, wyraziste i czytelne w kinie zazwyczaj stawało się zaledwie sentymentalne, powierzchowne i dziwnie odległe od pierwowzoru. Powody? Być może trudna do interesującego przedstawienia epoka. Oczywiście znamy takie współczesne hity jak „Gladiator” czy „Troja”. Choć te dzieła kojarzą się głównie z pojedynkami, czyli tym, co zawsze się sprzeda, jeśli jest dobrze zrealizowane.
Quo vadis porusza się w innych obszarach. więcej jest intryg pałacowych, sporów ideologicznych, poszukiwania sensu życia i świata. Właśnie te okoliczności powodują, że narracja filmowa czy sceniczna staje się nieco wątpliwa, bo zbyt kostiumowa, odległa, baśniowa. Do tego dochodzi bezkrytyczne podejście do rodzącego się chrześcijaństwa, które musi dzisiaj budzić wątpliwości, o ile nie sprzeciw. Przecież historia kościoła, to również historia przemocy. Trzeba przy tym pamiętać, że powieść powstawała w czasach zaborów, kiedy kościół był jedną z ważnych sił jednoczących Polaków w walce przeciw najeźdźcom. Jej silnie religijny wydźwięk prawdopodobnie co innego znaczył w tamtych czasach niż w obecnych.
– Mnie interesuje w tej historii nie tyle to, jaki jest kościół albo istnienie Boga, lecz fakt, że religia jest składową koła dziejów, które nieustannie się obracając, wynosi na wyżyny nowe idee, tym samym spychając te aktualnie panujące na dno. Ten dziwny rytuał trwający od wieków zdaje się mieć dobrze. On właśnie wydaje mi się odpowiednią perspektywą, konieczną do przyglądania się losom bohaterów Henryka Sienkiewicza. Z takiego oddalenia przestaje być ważne, czy w sporze religijnym rację ma Petroniusz lub Piotr Apostoł, gdyż i tak obaj podlegają temu samemu mechanizmowi dziejów: powstań z kolan, zyskaj wolność, zdobądź władzę, stwórz zamordystyczną dyktaturę, upadnij, bądź gnębiony, powstań z kolan i tak dalej – mówi Kościelniak.
Taki filtr założony na dzieło polskiego noblisty umiejscawia akcję powieści nie tyle w Rzymie, co jakby na odwiecznej cyrkowej arenie, w jakimś nieprzemijającym kabarecie albo odwiecznym kosmicznym teatrze, gdzie co wieczór prezentuje się to samo przedstawienie. Choć grane przez innych aktorów w innych kostiumach i scenografii.
– Taka sceneria jest zresztą bliska naturze musicalu. Obiecuję, że ten gatunek, snując opowieść, pozostanie sobą, a o to przecież chodzi. W końcu przygotowujemy musical, który lubi efektowny taniec, oszałamiające partie wokalne, dynamiczne chóry, powalające zadania zbiorowe i oczywiście dobrą zabawę. Do zobaczenia w Teatrze Muzycznym w Gdyni – dodaje Wojciech Kościelniak, reżyser musicalu.
fot. Rzemieślnik Światła