Żółte Lamborghini Urus, a może czerwone Ferrari Portofino? Jeżeli chcesz zwrócić na siebie uwagę podczas parkowania przy Casino Square w Monte Carlo, to żadne z tych aut nie jest dobrym pomysłem. Dlaczego? Tam jest ich mnóstwo!

Zresztą w Trójmieście też nie są już rarytasem. Jeśli zależy Ci na przyciągnięciu spojrzeń, warto zainteresować się klasykami. Auta uznawane za zabytkowe, jeśli są dobrze utrzymane i  wybrane, zawsze zwracają na siebie uwagę. Czasami można też na nich dużo zarobić.

Nick Mason, Perkusista zespołu Pink Floyd, w latach 70-tych kupił Ferrari 250 GTO. Wówczas  zapłacił za nie 35 000 funtów. Była to mniej więcej równowartość dzisiejszych 270 000 funtów. Gigantyczna kwota jak na tamte lata. Sęk w tym, że od tamtego czasu 250 GTO stało się jednym z najdroższych samochodów świata i dziś warte jest wielokrotnie więcej. Jeden z egzemplarzy trafił kilka lat temu na sprzedaż, osiągając cenę 70 000 000 dolarów.

Taka stopa zwrotu na klasykach jest niezwykle trudna do osiągnięcia, ale nie niemożliwa. Historia zna wiele przypadków, gdy samochody stosunkowo szybko stały się modne i pożądane. Natomiast to wywindowało ich cenę. 

Jak zarobić na klasykach?

Najprościej mówiąc, kupić tanio, sprzedać drogo – to oczywiste. Choć nie każdy samochód, nawet bardzo stary, nadaje się na taką inwestycję. Swego czasu podrożały Maluchy, czyli popularne polskie Fiaty. Z kolei Polonez okazał się bańką. Ten samochód poza funkcją transportową nie ma w sobie emocji i pasji, która pozwoliłaby mu na osiągnięcie wysokich cen. Jeśli pojawiają się one w ogłoszeniach za duże kwoty, to finalnie nie znajdują nabywców  albo zmuszają właściciela do wyraźnego ustępstwa.

 

Wybierając samochód klasyczny dla własnej przyjemności, wybór jest duży, a jedynym ograniczeniem może być gust i budżet. Z kolei wybierając klasyka jako inwestycję, należy przestrzegać kilku zasad, które nie są gwarancją dużej stopy zwrotu.

Kilka prostych zasad

Po pierwsze marka uznana i legendarna ma znacznie lepsze perspektywy. Można chwalić Hyundai’a albo Kię za wiele cech, ale pod względem „markowości” Porsche czy Mercedes bije je na głowę. Drugą sprawą jest popularność. Im rzadszy samochód, tym większe prawdopodobieństwo, że kiedyś ktoś pomyśli „ależ chciałbym takiego mieć”. Po trzecie, rodzaj nadwozia. Kombi i SUV’y to nie do końca dobry kierunek. Od lat za najbardziej prestiżowe uznaje się kabriolety, auta typu coupe, ewentualnie luksusowe lub sportowe limuzyny.

Jeśli ktoś myśli o zakupie klasyka jako inwestycji, dobrym pomysłem jest odwiedzanie zlotów i spotkań miłośników takiej motoryzacji. Obserwując nie tylko uczestników, ale także widzów, łatwo dostrzec, jakie pojazdy zwracają na siebie uwagę i przyciągają spojrzenia. 

Marcin Wiła